czwartek, 12 września 2013

Co przynosisz w odwiedziny....

Post zainspirowany życiem....

Na samym początku wyjaśniam, że nie chodzi tu o obrazę kogokolwiek i tyle.

Wyobraźmy sobie sytuację - idziemy do znajomych, którzy mają dziecko... i .... przecież z pustymi rękami nie pójdziemy (i tu zaczyna się problem zarówno wśród osób mających, jak i nie mających dzieci) więc niesiemy ze sobą (w znakomitej większości przypadków) słodycze !!
Dziecko będzie wniebowzięte ;) jeżeli je już pokarmy stałe więc smak słodki zna na pewno i nie odmówi.
Rodzice natomiast mogą mieć inne zdanie.
Dla mnie dużym problemem było wytłumaczenie rodzinie (szczególnie babciom) i bliskim znajomym, że idąc do nas w odwiedziny NAPRAWDĘ nie powinni przynosić słodyczy (w cenie czekolady możnqa np. kupić świetne, tematyczne książeczki dla dzieci).
Powodów mam kilka (i to całkiem racjonalnych):
1. Mój synek zdąży opychać się słodyczami (szkoła, przedszkole, imprezy urodzinowe - czyli tzw. sytuacje nieuniknione).
2. Słodycze nie zawierają dobroczynnych dla zdrowia witamin i minerałów (choć moja babcia twierdzi inaczej i uważa, że terroryzuje dziecko).
3.Bardzo duży odsetek dzieci ma próchnicę, której rozwojowi sprzyjają słodycze, a ja nie chcę,żeby mój syn zaliczał się do tej grupy dzieci.
4.Nie wszystkie (szczególnie mniejsze dzieci) myją ząbki regularnie więc tak czy siak przyczyniamy się niechcący do ewentualnej próchnicy malucha.
5. Większość dorosłych wie, jak trudno jest odstawić słodycze więc po co fundować dziecku takie uzależnienie.
6. Uczę mojego synka, że goście którzy do nas przychodzą poświęcają swój CENNY CZAS i za to trzeba ich szanować (a nie za słodycze i inne łakocie).
7. Jest tak wiele smaków do poznania i tak wiele owoców, z którymi rzadko spotykamy się w Polsce, że słodycze są chyba wyborem najgorszym.

Tak... To moja lista.
Ktoś może ją uznać za racjonalną, ktoś inny wręcz przeciwnie.
Nie o to tutaj jednak chodzi.
Najważniejsze jest to, że to ja mam jakiś obraz jak chcę wychowywać syna, jakich wartości go uczyć i miło by było gdyby (nawet nie zgadzając się ze zdaniem gospodarzy) szanować ich poglądy.

To by było na tyle.
Od siebie dodam tylko, że mój synek ma półtora roku, a ja nadal toczę boje ... z upartymi osobnikami (dotyczy rodziny), którzy twierdzą, że słodycze są małym dzieciom niezbędne....
Pisząc o tym nasunęła mi się taka myśl, że to my dorośli tak bardzo jesteśmy uzależnieni od słodyczy, że nie możemy sobie wyobrazić, iż ktoś inny - szczególnie dziecko - sobie bez nich poradzi.


Pozdrawiam

Em

niedziela, 1 września 2013

Z pamiętnika młodej mamy, czyli jak sprawić, żeby dziecko leżało/ siedizało w wózku?



Notka zainspirowana utyskiwaniem koleżanek w stylu: „jak Ty to robisz, że Tymek chce siedzieć w wózku?”
Najlepiej zacząć od początku…
Przychodzimy do domu ze szpitala i właściwie zaczynamy.
Od samego początku sprawa u mnie wyglądała tak, że pożegnałam się z wizją pięknych długich spacerów ze śpiącym w wózku dzieckiem…
W zamian przyzwyczaiłam się do wychodzenia na podwórko pod blokiem, ewentualnie do pobliskiego parku… żeby w razie czego móc szybko wrócić do domu.
Wyglądało to tak, że pakowałam synka do gondoli i wychodziłam, zazwyczaj dość szybko zasypiał do około 3 miesiąca więc sobie chodziłam po parku (do znudzenia lub siadałam na ławkę i coś czytałam). Tymek jak tylko się budził zaczynał płakać więc na początku gnałam pędem do domu,ale Tymka z wózka nie wyjmowałam. Cały czas do niego mówiłam, jedną ręką co chwila głaskałam po twarzy, dawałam pieluchę do przytulenia,ale nie wyjmowałam (droga do domu z parku zajmowała około5 minut,ale dla mnie to była wieczność).
Później gdy już mniej więcej wiedziałam ile synek przesypia na podwórku – pod koniec orientacyjnego czasu szłam pod blok i tam czekałam, aż się obudzi.
Do 3 miesiąca ten sposób sprawdzał się dobrze. Oczywiście w tym okresie zakupy robił mąż. Ja do sklepów nawet nie wchodziłam bo kończyło się to płaczem więc skoro mieliśmy możliwość – ową funkcję przejął mąż ;)
Po skończeniu przez Tymka trzeciego miesiąca nie było już tak kolorowo. Wszelkie próby położenia pierworodnego w gondoli kończyły się jego lamentem na całe osiedle.
Po kilku takich próbach doszłam do wniosku, że tak być nie może… i musi być jakiś racjonalny powód wytłumaczenia dlaczego mój syn drze się w niebogłosy przy każdej próbie położenia.
Po wyeliminowaniu refleksu i uważnej obserwacji doszłam do wniosku, że mój syn zwyczajnie się nudzi (nie lubił zaczepianych zabawek), a więc…
Na spacery chodzić było trzeba, ale nie wyobrażałam sobie takich wędrówek na rękach.
Spróbowałam (tu wiadomość tylko dla ludzi o mocnych nerwach;) i przełożyłam synka do spacerówki, która rozkładała się płasko.
I to był strzał w dziesiątkę !!!
Mój syn polubił spacery i dodatkowo nie płakał, a jeżeli już to nie tak często.
Oczywiście nasłuchałam się od przechodzących obok „mam idealnych”, że jak ja mogę takie dziecko w spacerówce wozić, ale co ja im miałam tłumaczyć.
Cieszyłam się, że w końcu te spacery zaczynają normalnie wyglądać!
I tak mój syn w spacerówce już został. Jeżeli zdarzały się ataki płaczu to starałam się uspokoić synka w wózku, a jeżeli byłam blisko domu cały czas mówiąc do Tymka po prostu pędziłam pod blok i dopiero w domu go wyjmowałam.
Później gdy synek zaczął chodzić (rok i trzy miesiące) – sytuacja znowu się skomplikowała.
No bo co tu zrobić skoro dziecko już potrafi się przemieszczać i chce to robić non stop samo ;)
Tu też znalazłam sposób.
Jeżeli wychodziłam na spacer brałam torbę zabawek, chrupki i picie – chodziliśmy w różne miejsca i nie wyjmowałam go z wózka – cały czas opowiadałam co mijamy, gdzie jesteśmy, a jeżeli się nudził zmieniałam zabawki. W kryzysowych momentach kiedy nic nie pomagało dawałam chrupka lub picie i po chwili można było kontynuować spacer.
Podczas takich spacerów najzwyczajniej w świecie nie wyjmowałam Tymka z wózka – wyjątkiem był plac zabaw lub podróż do sklepu, ale od początku mu o tym mówiłam, np.: „Teraz idziemy do sklepu/plac zabaw/ czy co tam trzeba i mama wyjmie Ciebie z wózeczka,a później jak Tobie powiem to do niego wrócimy”.
Jeżeli chciałam, żeby Tymek pochodził po prostu nie brałam wózka i szliśmy na spacerek po osiedlu/placu zabaw, a w między czasie jeżeli szliśmy dalej brałam go na barana.

Dzisiaj mój synek ma rok i pięć miesięcy i jeżeli ma jechać w wózku to jedzie ;) więc chyba podziałało.
Teraz pełna obaw czekam na słynny bunt dwulatka ;) 
 
Oczywiście było kilka sytuacji, w których musiałam wyjąć synka z wózka, ale nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. Po prostu po rodzaju płaczu poznawałam, że muszę (ta umiejętność przyszła do mnie z czasem i przy uważnej obserwacji synka).

Wniosek z tego taki, że każda mama może znaleźć sposób na swoje dziecko – wystarczą chęci.
Banalnie to brzmi, ale tak to wszystko wygląda.
Notka dla tych którzy może znajdą tutaj koło ratunkowe do podobnej sytuacji lub wpadną na jeszcze inny pomysł.
Zapraszam do zostawiana komentarzy ze sposobem na Wasze dzieciaki ;)
Pozdrawiam serdecznie.


czwartek, 1 sierpnia 2013

Jak przyzwyczaić dziecko do spania w łóżeczku...

Opiszę tutaj swoje doświadczenia, które sprawdziły się przy moim synku.
Wiadomo, że każde dziecko jest inne i to co sprawdziło się u mnie u Was może wymagać pewnej modyfikacji,a może po prostu po przeczytaniu tego posta coś Wam wpadnie do głowy ;)

Zaczynają od początku... Myślę,że najprościej będą miały te dziewczyny, które dopiero są w ciąży... a to dlatego, że ich maluszki nie są jeszcze do czegoś przyzwyczajone,ale od początku ...

Przychodzimy ze szpitala i co ....
Łóżeczko warto mieć na początek w swojej sypialni, a jeżeli nie ma takiej opcji to chociaż wózek-gondola.
I od pierwszej nocy w domu kładziemy maleństwo do łóżeczka...Tak wiem dzieci są małe, niewinne, rozkoszne i jak tu je kłaść same ;) dziewczyny można i nawet trzeba - wyśpicie się Wy i dzieci,a mamom szczególnie na początku sen jest bardo potrzebny.
Aby dziecko dobrze spało ja na samym początku przykładałam do twarzy Tymka zwykłe pieluszki tetrowe, które uwielbia do dzisiaj ;)
Pierwsze dni Tymek spędził w nocy w gondoli przy moim łóżku bo zwyczajnie nie chciało mi się wstawać co chwilę i zabierać go z łóżeczka. Miałam go w nocy przy sobie,a jednocześnie on miał wygodnie w wózku.
W drugim miesiąc nocne spanie przenieśliśmy do łóżeczka, które stało w naszej sypialni i tu sposób z przykładaniem pieluch bardzo pomógł bo Tymek nie zauważył wielkiej zmiany po prost wtulał twarz w pieluchy i lulu.
To co było ważne przed snem zawsze go myliśmy lub kąpaliśmy, później jadł i na koniec kładłam go do łóżka, siadałam obok, ale nie patrzyłam na niego i czekałam, aż zaśnie.
Od samego początku też staraliśmy się, aby wieczorem było trochę ciszej w domu niż zawsze i nie zapalaliśmy światła w nocy (nawet do zmiany pieluchy i karmienia). Gdy naprawdę potrzebowałam trochę światła po prostu włączałam bardzo delikatną lampkę w roku pokoju, która dawała lekkie, przytłumione światełko i karmiłam lub przewijałam synka - nie zagadując go i nie bawiąc się z nim.
Później światło gasiłam i kładłam do łóżeczka, a on zasypiał...
Tak to wyglądało do początków czwartego miesiąca.
W tym czasie mój synek w dzień miał duże problemy ze spaniem więc zaczęłam podawać mu rumianek po konsultacji z pediatrą (w przypadku moim i mojego syna działa na nas lepiej rumianek niz sławna melisa).
Również w tym czasie doszłam do wniosku,że przenosimy łóżeczko synka do osobnego pokoju...
I to była trudna decyzja dla mnie ;)
Łóżeczko przestawiłam, na okna kupiłam rolety i do tego jeszcze zasłonki...lampka była zawsze podłączona do kontaktu i gotowa do użycia... tylko ja miałam opory...
Jednak umyłam, nakarmiłam i położyłam synka jak zawsze...ale sama przeniosłam się na około tydzień do jego pokoiku  i spałam na podłodze... Po prostu dlatego, że mogłam zasnąć i nie denerwowałam się czy się rozkrył czy nie.
Po około tygodniu mąż zaczął się buntować więc zamontowałam w łóżeczku elektorniczną nianię i wróciłam do sypialni i ten sposób z elektroniczną nianią był najlepszy do momentu jak Tymek zaczął przesypiać całą noc i było to już zbędne.
Warto też wspomnieć, że matka to takie urządzenie, które nawet jak śpi głęboko to usłyszy choćby chrząknięcie swojego maleństwa i choć nigdy w to nie wierzyłam to przekonałam się o tym na własnej skórze.
Dzisiaj Tymek ma 1,5 roku i śpi w swoim pokoju - jedyne co dodałam to dwie miękkie przytulanki i mały kocyk z metkami, który jest przyjemny w dotyku no i oczywiście pielucha...
Tymek nie zna innego sposobu zasypiania,a ja też jestem wyspana ;)

Wszystkim mamo polecam książkę Tracy Hogg - język niemowląt, język dwulatków, zaklinaczka dzieci.
To z nich czerpałam inspirację do osiągnięcia naszych małych sukcesów z Tymkiem.

Wiem,że to coo tu napisałam brzmi prosto...za prosto, ale w moim przypadku podziałało i jest to jedna z tych rzeczy, z których jako mama jestem dumna ;)

Pozdrawiam Em.


piątek, 26 lipca 2013

wyprzadaż ubranek dla chłopca 3,6,9, 12 m-cy

Gdyby ktoś był zainteresowany to wyprzedaję rzeczy po synku ;)

Zapraszam

klik

Jedzenie dla maluchów do roku czasu ....

Post piszę z potrzeby ponieważ z własnego doświadczenia wiem,że przy pierwszym dziecku tak wiele rzeczy potrafi być trudnych.

No niby co w tym trudnego podać dziecku mleko? A no - nic...dopóki dziecko mleko je i na tym poprzestaje.
Problem zaczyna się kiedy dietę rozszerzamy. Niby jest kalendarz - jadłospis co kiedy wprowadzać, ale jak to zobaczyłam to doszłam do wniosku,że nie chcę kaleczyć Młodego - bo według tego jadłospisu normalnie jesć moje dziecko zaczęłoby chyba w drugim roku życia...
A więc po pierwsze: warto podejść logicznie, racjonalnie do sprawy - marchewki, dynie, buraki, zielony groszek, na początek, a później wszystko po kolei i wystarczy uważnie obserwować.
W naszym przypadku Młdy truskawki i cytrusy toleruje więc nie ma większych problemów.
Wprowadzałam wszystko po kolei i obserwowałam czy dzieje się coś w stylu - bolący brzuch, wysypka,a jak nic się nie działo to kolejne nowości.
Od samego początku też używałam do zup przypraw - pietruszka,bazylia, czarnuszka, sezam, itp i tu zasada podobna dodajemy jeden składnik do dania i obserwujemy.

Ktoś mi zaraz powie no tak nic szczególnego kobieto nie napisałaś i będę musiała się zgodzić... bo przy rozszerzaniu diety nic szczególnego nie zrobiłam. Po prostu starałam się, aby warzywa i owoce były z zaufanego źródła i podawałam...czyli nic szczególnego.
Dzisiaj mój syn ma rok i trzy miesiące i je naprawdę wszystko choć ulubione są pomidory w każdej postaci (bez skórki).

Niestety nie ma rzeczy idealnych ...więc jest czynnik psychologiczno-rodzinny i ...tu zaczynają się schody ponieważ...

Nie karmię codziennie syna mięsem ...nie mam dojścia do naprawdę dobrego mięsa,a te z marketów nie jest jakoś szczególnie odżywcze więc uważam,że mogę mu dać o wiele bardziej wartościowe rzeczy...
Nie daję Młodemu słodyczy (okazjonalnie biszkopt lub herbatnik) - zastępuję to owocami.

I właśnie przez te dwa czynniki jestem nagabywana przez babcię, teściową... mama dała spokój...

Słyszę między innymi,że jestem nieludzka nie dając dziecku słodyczy, a już mięso to powinno być podawane dziecku najlepiej kilka razy dziennie bo jeszcze anemii dostanie.

Otóż Drogie mamy ;) nie przejmujcie się drobiazgami...rodzinka sobie pogada i niech gada ;) jak nie ma o czym ;)
Nasze dzieci to nasze Skarby,a nasze przekonania co do jedzenia, wychowania powinny być nasze,a nie cudze i jeżeli czujemy, że podjęliśmy rozsądne decyzje, nie popadamy w skrajności to niech wszyscy sobie gadają,a jedzenie jest i było proste... nie trzeba nic komplikować,a brak słodyczy w diecie dziecka długo i tak nie potrwa....więc uśmiechnijcie się do siebie i róbcie swoje ;)

sobota, 16 lutego 2013

Marion SPA miażdży cyce !!!



Szybka recenzja …
Uwielbiam różnego rodzaju maski lub maseczki… jednak jeżeli chodzi o preparaty drogeryjne – ciężko znaleźć coś naprawdę dobrego.
Moje ostatnie zakupy podważają jednak tą teorię ;)
A dokładniej chodzi i firmę Marion…
Marion SPA Krystaliczne płatki pod oczy i Krystaliczny płatek na czoło.


Zacznę od płatków pod oczy.

Obietnice producenta:
Płatki nasączone są kolagenem morskim, zawierają Q10, kwas hialuronowy i wit. A.
Płatki mają opóźniać proces starzenia, nawilżać, wygładzać tzw. kurze łapki i chłodzić okolice oczu.

Jak używać?
Płatki wyjmujemy z opakowania i nakładamy na oczyszczoną i osuszoną skórę pod oczami. Trzymamy 30 minut. Po upływie zalecanego czasu płatki zdejmujemy, wmasowujemy pozostałą ilość żelu. Nie zmywamy. Stosujemy 2-3 razy w tyg.

Moja opinia:
Przede wszystkim płatki są dobrzy wykrojone i świetnie przylegają do skóry (mogłam schylać się do synka i trzymały się na swoim miejscu;).
Nie podrażniają okolic oczu, a niestety mam wrażliwe oczęta.
Co do uczucia chłodu (którego z resztą nie lubię w kosmetykach) nie było to odczuwalne więc jak dla mnie ok.
Skóra po pierwszym użyciu płatków była delikatna, gładka, bardziej nawilżona, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Spojrzenie wygląda na bardziej wypoczęte.
Po kilku użyciach (4) stan mojej skóry pod oczami diametralnie się poprawił – skóra jest bardziej nawilżona, elastyczna, wygładziły się drobne zmarszczki mimiczne (przy mojej bogatej mimice już zaczynają się pojawiać), spojrzenie jest bardziej świeże, a sińce pod oczami mniej widoczne.
Ogólnie naprawdę świetny produkt który daje świetny efekt !!!
Pokochałam te płatki i na stałe zagościły one w mojej pielęgnacji ;)
Nigdy bym się nie spodziewała, że płatki z drogerii mogą dać tak dobry efekt ;) i to za jedyne 4,59 ;)

A skoro wspomniałam o mojej bogatej mimice twarzy to właśnie dlatego zdecydowałam się na wypróbowanie Krystalicznego płatka na czoło.

Info od producenta:
Płatek nasączony kolagenem, ekstraktem z alg, kwasem hialuronowym i wit. E.
Wygładza lwie zmarszczki i delikatnie napina.

Sposób użycia:
Analogicznie jak przy płatkach pod oczy z tym, że ten nakładamy na czoło ;)

Moja opinia:
Płatek doskonale przylega (według mnie mógłby być trochę większy, ale to już kwestia czepliwości).
Nie podrażnia skóry, nie powoduje uczucia swędzenia czy pieczenia, a jestem w trakcie kuracji Triacnealem i moja skóra jest naprawdę podatna na podrażnienia (pomijając naturalna jej wrażliwość).
Po pierwszym użyciu skóra rzeczywiście delikatnie napięta.
Po dwóch tygodniach regularnego używania trzy razy w tygodniu. Mogę powiedzieć, że skóra jest bardziej jędrna, napięta, a drobne zmarszczki mniej widoczne ;) i o to chodzi ;)
Lowciam te dwa produkty, które już na stałe zagościły w mojej pielęgnacji ;) i mam nadzieję spotykać więcej takich dobrodziejstw w drogeriach ;)
Cena 4,59 więc jest ok. ;) za taki efekt dałabym znacznie więcej ;)



Ogólnie produkty naprawdę godne wypróbowania (nawet w formie jednorazowych kuracji po nieprzespanej, ciężkiej nocy) ;) szczególnie, że cena nie nadszarpnie budżetu.

O ubrankach dla niemowląt słów kilka ....



Dobrze pamiętam czas w szpitalu kiedy to pod czujnym, często krytycznym okiem lekarzy rozbierałam synka do badania… i właśnie wtedy po raz pierwszy pomyślałam sobie, że garderoba mojego synka… powinna być skomponowana zupełnie inaczej niż do tej pory myślałam.
Oczywiście kolory zostają bez zmian, ale to już kwestia gustu.
Przy niemowlakach Drogie, Przyszłe Mamy najważniejsza jest wygoda !!! Nie dajcie sobie wmówić,że jest inaczej.
Ma być wygodnie Waszym Skarbom, ale i Wam, aby Wasze niewprawne (szczególnie na początku i przy pierwszym dziecku) ręce mogły to zrobić jak najszybciej i w najmniej uciążliwy sposób.
A więc pytanie co się sprawdzi.

Pierwsze dwa trzy miesiące:


Body, body i jeszcze raz body !!! Zapinane kopertowo !!! Po prostu coś cudownego i wspaniałego. Najwygodniejsze body na świecie, które zdały egzamin nawet podczas szczepionki i ubieraniu w nie maluszka w czasie gdy darł się jak tylko mógł.
Do tego spodenki czy rajstopki i dziecko ma spokój.
Body kopertowo zapinane w zależności od pory roku (z krótkim lub długim rękawem) jest to naprawdę dobra opcja i ojcom także się spodoba.
Po prostu rozkładacie sobie bodziak kładziecie na nim maluszka wkładacie rączki zapinacie i gotowe !!!
Przydaje się to szczególnie gdy maluszki są naprawdę małe, nie trzymają jeszcze główki, a te z dzieci które nie lubią ubranek wkładanych przez głowę też będą zadowolone bo tu nie ma tego problemu po prostu ;)
Jak dla mnie rewelacja.

Trzy miesiące +

Kiedy dziecko jest większe,a nasze ręce sprawniejsze, a my… dalej stawiamy na wygodę … na ratunek przychodzą nam ….body ;) Tak drogie Mamy body (i te kopertowe i te wkładane przez głowę). Dzieci dużo się ruszają więc po włożeniu bodziaków i rajstopek czy spodni nic nie będzie się podwijało. Plecki będą zakryte,a my nie będziemy co dwie minuty męczyć dziecka i odrywać go od zabawy, żeby poprawić kaftanik, sweterek czy coś tam jeszcze…

9 miesięcy i dalej:
Tutaj nie ma już większego problemu choć ja jeszcze preferuję body ;) bo zakrywają plecki, ale dzieci w tym wieku często już raczkują, dobrze siedzą, my jesteśmy wprawione w bojach więc możemy popuścić wodze fantazji i ubierać (o ile mamy na to ochotę) dziecko w co tylko nam się spodoba.

Ja ze swojej strony stawiam cały czas na wygodę.
Oczywiście kuszą mnie wszystkie piękne sweterki,t-shity i inne, ale wiem, że mój syn nie lubi się przebierać co pięć minut,a ja nie chcę m przeszkadzać w zabawię więc oboje stawiamy na wygodę i jak na razie ten system się sprawdza ;)

W czym do spania ?
Tutaj będę dalej wierna swojej idei – wygoda ponad wszystko.
Od urodzenia do 8 miesiąca mój synek spał w pajacach bawełnianych zapinanych przez całą długość i według mnie było to naprawdę wygodne.
Nawet jeżeli dziecko rozkopie się z pościeli, a na pewno się rozkopie ;) to ma zakryte plecki i stópki więc nie zmarznie ;) (mój syn lubi spać gdy w sypialni jest chłodniej)
Obecnie nadal stosuje pajace z tym, że są one bez stópek,ale plecki cały czas zakryte ;)

Jeżeli miałabym podsumować to po prostu wygoda górą Drogie Mamy !!! Choć dla każdego co innego może być wygodne – pewnie kwestia przyzwyczajenia ;) ale jeżeli nie macie jeszcze skompletowanej garderoby to warto przemyśleć sprawę bo później nie będzie czasu i być może chęci ;)

Pozdrawiam


Popularne posty