wtorek, 1 listopada 2011

Eveline Cosmetics, czyli coś z serii art scenic...

Art scenic professional make-up, czyli korektor 2w1 kryjąco - rozświetlający.
 Na półce w drogerii zobaczyłam takie pudełeczko i tak sobie pomyślałam,a co mi tam wypróbuje.

Cena: ok 11 pln

Pojemność: 7ml

Obietnice producenta:
- zawiera mineralne pigmenty rozświetlające, które optycznie wygładzają zmarszczki i linie mimiczne
- idealnie gładka i promienna cera,
- perfekcyjne krycie niedoskonałości,
- delikatna konsystencja, dzięki której korektor doskonale się rozprowadza,
- formuła Long Lasting 24h gwarantuje perfekcyjny makijaż przez cały dzień,
- innowacyjna receptura Bio Complex oparta jest na naturalnych, wyselekcjonowanych składnikach i nie zawiera substancji zapachowych, często będących przyczyna alergii.

Moja opinia:

Opakowanie - korektor ma podobne opakowanie jak błyszczyki do ust,a także podobny aplikator, który jednak jest wyjątkowo miękki i przyjemny w kontakcie ze skórą. Opakowanie ma estetyczny wygląd,znajdziemy na nim takie informacje jak data ważności, pojemność, kolor produktu.


Kolor:  Ja posiadam kolor 04 light, który jest najjaśniejszy i o dziwo pasuje dla mojej bladolicej typowo polskiej porcelanowej cery.

Krycie: Korektor ukryje lekkie sińce pod oczami i średnio nasilone zmiany na skórze. Krycie określiłabym jako średnie i raczej nie radziłabym stopniować krycia za pomocą dokładania kolejnych warstw bo można uzyskać efekt bardzo sztucznej maski.

Konsystencja, wygląd na skórze: Korektor dobrze się rozprowadza, nie podkreśla zmarszczek, nie wchodzi w załamania skóry - jednak,aby tak było trzeba pamiętać o ilości i nie nakładać go zbyt wiele.

Ja korektor nakładam głównie pod oczy i tam sprawdza się świetnie. Ładnie stapia się ze skórą i dobrze rozjaśnia okolicę pod oczami. Co do efektu rozświetlenie jakoś nie bardzo go zauważam,ale ja szukałam czegoś co zakryje cienie.

Ogólnie uważam,że jest to dobry produkt, o lekkim do średniego kryciu, który nie waży się na skórze,a za taką cenę można go wypróbować ponieważ nie podrażnia i nie uczula moich wrażliwych okolic oczu. Z pośród gamy kolorystycznej, która jest w miarę trafiona jak na Polską kolorówkę myślę,że każda z nas znajdzie coś dla siebie. Z pewności nie jest to produkt dla osób z mocnymi sińcami pod oczami,a także dla tych które szukają naprawdę dobrego rozświetlenia. Ten korektor po prostu dobrze maskuje średnie cienie i ładnie stapia się ze skórą,a moim głównym problemem było właśnie stapianie się kosmetyku ze skórą bo nawet jak jakiś krył ładnie to niestety na mojej skórze wyglądał fatalnie,a w tym wypadku wszystko jest naprawdę w porządku i to za jak niską cenę.

Ulga ... od Ziaji.

Jakiś czas temu przy zakupach dostałam kilka próbek na które nie zwróciłam większej uwagi i po prostu wrzuciłam je do szuflady.
Przy kolejnych zakupach dostałam dość pokaźną próbkę żelu i był to właśnie żel z nowej serii jaką wypuściła Ziaja. W domu zobaczyłam,że wcześniejsze próbki, które dostałam są z tej samej serii,a chodzi właśnie o serię Ulga. ZIaji do wrażliwej skóry.

Po przetestowaniu próbek, kupiłam krem,a żel jest na tyle wydajny,że jeszcze na jakiś czas mi wystarczy.
Oba produkty prezentują się tak:

Zacznę może od recenzji kremu, do którego podchodziłam bardzo nieufnie.

Krem łagodzący na dzień, redukujący podrażnienia Ulga. Dla skóry wrażliwej

Poj. 50 ml

Cena: ok. 7-8 pln (w osiedlowej drogerii)

Obietnice producenta:
- zapewnia natychmiastowy efekt kojącego kompresu,
- łagodzi zaczerwienienie i uczucie pieczenia naskórka,
- redukuje szorstkość, suchość i nadmierne łuszczenie,
- przywraca właściwy poziom wody w skórze,
- długotrwale nawilża górne warstwy naskórka,
- zmniejsza transpidermalną utratę wody,
- usprawnia i wzmacnia funkcje regeneracyjne
- Chroni przed działaniem promieni słonecznych,
- zapobiega przedwczesnemu starzeniu się skóry
Dodatkowo producent informuje nas,że krem został przetestowany na dzieciach powyżej 1 roku życia pod kontrolą dermatologów i pediatrów.

Moja opinia:

Jako krem na dzień zawiera filtr SPF 20 co na warunki miejskie moim zdaniem jest wystarczające i tutaj już duży plus. Krem nie podrażnia i nie uczula,a mam takie skłonności.
Sięgnęłam po ten krem ponieważ w ciąży moja skóra wariuje, zmiany hormonalne które zachodzą na mojej twarzy uwidaczniają się w postaci krostek i walczę z tym prepartem przypisanym przez dermatologa (w ciąży mam ograniczone pole do używania leków na trądzik) i tym sposobem moja skóra jest też przesuszona.
Krem sprawdza się naprawdę świetnie. Jest łagodny dla skóry,rzeczywiście działa jak kompres, wycisza zaczerwienienia i podrażnienia, nie zapycha przynajmniej mojej skóry, dobrze nawilża, zredukował suchość i łuszczenie naskórka oraz jego pieczenie. Krem jest bezzapachowy co w moim przypadku zaliczam także na plus. Szybko się wchłania ma taką typową lekko kremową konsystencję. Mimo zawartości filtrów ładnie współpracuje z podkładami. Skóra po nim może się delikatnie świecić,ale nie jest to krem matujący więc nie ma się tutaj co czepiać.
Jednym zdaniem obietnice producenta pokrywają się z tym co ten krem robi na mojej skórze,a dodając niską cenę i łatwą dostępność zaprzyjaźnię się z tym produktem na dłużej i będzie to mój ulubieniec oraz kosmetyk naprawdę godny polecenia.
Link do recenzji kremu na wizażu tutaj: KILK

Teraz czas na kremowy żel myjący do twarzy i ciała.
Na początku dodam,że moje opakowanie różni się od oryginalnego ponieważ ja posiadam 150 ml próbkę,a nie pełnowymiarowy kosmetyk.
Pełnowymiarowy kosmetyk ma o ile się nie mylę 400 ml i pompkę.(nie jestem pewna co do pojemności więc jeżeli ktoś pamięta dokładnie to proszę o poprawienie).

Cena. ok 10 pln

Obietnice producenta:
- łatwo się rozprowadza i łagodnie myje skórę,
- przywraca jej gładkość i miękkość,
- zapobiega nadmiernemu wysuszeniu naskórka,
- redukuje szorstkość, suchość i nadmierne łuszczenie,
- intensywnie nawilża już podczas kąpieli,

Moja opinia:
Żel jest bezzapachowy więc dla tych kobiet, które w ciąży są nadwrażliwe na zapachy lub dla tych którzy wolą po prostu bezzapachowe kosmetyki będzie to plus. Żel nie podrażnia, nie wysusza skóry, a także dobrze oczyszcza ciało. Nie mogę powiedzieć,że intensywnie nawilża,ale skóra po użyciu rzeczywiście jest miękka i delikatna,a to już bardzo dużo jak dla mnie.
Jesienią i zimą często moja skóra na ciele łuszczy się i jest szorstka obecnie nie zauważyłam,żeby na to się zapowiadało i myślę,że duża zasługę ma tutaj ten żel.
Żel nie zawiera parabenów, barwników, mydła i SLES - na co staram się zwracać szczególną uwagę.


Moja ogólna opinia o produktach:
Jak dla mnie jest to świetna seria dla kobiet w ciąży, osób ze skórą delikatną i wrażliwą, atopowców i wszystkich tych którzy szukają rozsądnego składu kosmetyków w niskiej cenie.

W skład serii wchodzą także:
- peeling enzymatyczny (który zamierzam wypróbować, mimo,że większość peelingów enzymatycznych Ziaji mnie zawiodła),
- płyn micelarny,
- krem ujędrniający na noc redukujący podrażnienia,
- krem ochronny na dzień wzmacniający naczynka krwionośne,
- krem regenerujący na noc wzmacniający naczynka krwionośne,
- kremowy olejek myjący do twarzy i ciała (który również jest na mojej najbliższej liście zakupów).


Link do strony producenta: klik tam znajdziecie więcej info na temat kosmetyków z tej serii

sobota, 22 października 2011

Eveline, czyli ratunek dla moich dłoni ;)

Szczególnie jesienią i zimą dopada mnie problem z przesuszoną skórą dłoni,a do tego ma ona taki niezdrowy koloryt co zawsze mnie denerwowało,a kremy do rąk drażniły mnie tym,że zostawiały film, który przeszkadza mi w ciągu dnia.
Kilka tygodni temu pojawił się na półce w mojej osiedlowej drogerii krem i jakoś skusiłam się.

Krem Glicerini Bio z kozim mlekiem, wit. E i masłem Karite.

Zapewnienia producenta:
Jest to krem -maska. 5w1, który intensywnie nawilża,głęboko odżywia,regeneruje, rozjaśnia przebarwienia, wzmacnia paznokcie, ma doskonale wchłaniającą się formułę.

 Cena: 4,90

Pojemność: 100 ml

Zastosowanie: jako krem,albo maska do dłoni
Po pierwsze skoro maska myślałam,że krem będzie miał bogatą konsystencję,a on jest stosunkowo lekki.
Zapach jest po prostu obłędny,ale nie nachalny.
Krem naprawdę szybko się wchłania i już mała jego ilość wystarczy,żeby skóra dłoni nie była tak napięta.
Dobrze nawilża skórę, która po użyciu jest miękka,a jednocześnie nie pozostawia na skórze tłustego filmu.
Myślę,że będzie to mój kolejny ulubieniec.

W skład serii wchodzą jeszcze dwa kremy:
- glicerynowy, skoncentrowany krem do rąk i paznokci Bio Aloes + masło karite,
- glicerynowy skoncentrowany krem do rąk i paznokci Bio oliwka + masło karite,

Pielęgnacja ust.

Wszystkie wiemy,że żadna pomadka nie będzie ładnie wyglądała na suchych ustach,a jeszcze jak wyskoczy nam tzw. zimno na wardze to już klapa.
Moja pielęgnacja ust jest bardzo prosta, nie zajmuje dużo czasu i dla mnie się sprawdza ;)
A więc najpierw coś co wszystkie,albo większość z Was zna.

Balsam do ust Tisane ;), który stosuję w domu zazwyczaj na noc.                                                
Do kupienia w aptekach i sklepach zielarskich.

Słoiczek o poj. 4,7g.

Cena: 7,99 (w aptece osiedlowej)

Może się wydawać,że słoiczek ma małą pojemność,ale ten balsam jest naprawdę wydajny ;)
Do kupienia jest także wersji w sztyfcie.

Balsam zawiera miód, wit.E, olej rycynowy, olej z oliwek i wosk pszczeli.

Zapach taki naturalny nie chemiczny, słodkawy i przyjemny choć są osoby, które nie lubią tego zapachu. Ja go uwielbiam.
Balsam stosuję grubą warstwą na noc na usta,albo po prostu wtedy jak jestem w domu (z racji,że to sloiczek - w domu zawsze przed posmarowaniem ust myję dłonie).
Balsam naprawdę ładnie wygładza, nawilża i uelastycznia skórę na ustach.

Wcześniej używałam Carmexu,ale przekonałam się do tego balsamu ponieważ według mnie o wiele lepiej radzi sobie z nawilżeniem moich ust.
recenzja balsamu na wizażu




Na dzień, kiedy wychodzę z domu również potrzebuję ochrony.
Długo zastanawiałam się nad Balsamem w tubce Nivea SOS z kamforą i mientolem,ale jego cena ok. 11 pln za małą tubke jest dla mnie zwyczajną przesadą.
Jednak poszukiwania trwały i tak trafiłam na pordukt firmy Eveline, który kupiłam bez większego przekonania.
Linia ExtraSoftBio, Regenerujący balsam do ust, SOS dla bardzo suchych, spierzchniętych ust.

Opakowanie: tubka o pojemności 12 ml

Cena: 4,90 zł

Balsam zawiera masło kakaowe,lanoline, kamfore i mentol.
Dostępny jest w trzech wersjach smakowych: truskawkowej (której jestem posiadaczką), wiśniowej i klasycznej.
Zawiera SPF 20.





Balsam sprawdza się naprawdę dobrze.
Nawilża usta i chroni je przed zimnem, wiatrem, itd. Dodatek mentolu i kamfory jest tak mały,że nie powoduje uczucia zimna na ustach, którego nie lubię zimą,ale na tyle wystarczający,żeby zapobiegać wyskakiwaniu tzw. zimna na ustach.
Dodatkowym plusem jest ochrona przeciwsłoneczna.
Balsam ma taką lekko błyszczykową konsystencję, na ystach jest bezbarwny,a zapach nawet przyjemny, może lekko chemiczny,ale mi nie przeszkadza.No i ta cena ;) Z pewnością będzie to mój ulubieniec, nie tylko miesiąca,ale pewnie i większej części roku.


Jeżeli chodzi o dodatkową pielęgnację to dwa razy w tygodniu peelinguję usta szczoteczką do zębów po prostu delikatnie je masując,a później nakładam na usta grubą warstwę miodu ;)


Obiecane recenzje cz. IV

Te produkty długo czekały na swoją kolej ponieważ miałam kilka innych, które były otwarte i chciałam je po prostu zużyć więc trochę to trwało zanim się dobrałam do tych dobroci ;)
Mowa tutaj o produktach firmy AA z serii eco.

Na pierwszy ogień pójdzie Płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu do skóry suchej wymagającej regeneracji.Winogrono.

Płyn znajduje się w takim sympatycznym kartoniku, który jest wykonany z papieru ekologicznego jednak moim zdaniem produkt eko mógłby się obejść bez kartonowego opakowania,ale to tylko moje zdanie.

Opakowanie: Butelka z pompką o pojemności 150 ml.

Cena: ok. 28 pln

Dozowanie: Trzeba dobrze przyłożyć wacik,żeby płyn nie poleciał nam za daleko,ale z dozownika nic nie kapie więc plus za higieniczne rozwiązanie.

Przeznaczanie produktu: do skóry suchej, wymagającej regeneracji, wrażliwej, skłonnej do alergii.

Obietnice producenta: Wyciąg z pestek dyni tonizuje i delikatnie usuwa makijaż oraz zanieczyszczenia. Organiczny olej z pestek winogron chroni skórę przed działaniem wolnych rodników, wygładza i uelastycznia naskórek. Betaina cukrowa zapewnia intensywne nawilżenie.

Moja opinia:
Produkt nie uczula i nie podrażnia,a oczy i cerę mam wrażliwą więc tutaj już duży plus.
Ja stosuję płyn micelarny do wstępnego demakijażu i powiem tam ze zwykłym tuszem radził sobie dobrze jednak płatek trzeba było trochę przy oczku potrzymać. Produkt jest bezzapachowy.
Moja cera jest w tym momencie dość sucha z powodu kuracji przez którą przechodzę. Produkt nie wysusza,ale też nie nawilża, jednak ja od płynu micelarnego nie oczekuję nawilżenia tym bardziej,że później myję twarz jeszcze żelem.
Ogólnie dobry produkt, jednak za taką ceną bym go nie kupiła.

Dodatkowe informacje: Płyn micelarny jest ważny 6 miesięcy od otwarcia,a zużycie może być trudne ponieważ jest wydajny.

Link do recenzji płynu na wizażu: płyn micelarny

Kolejny produkt to Żel do mycia ciała do skóry suchej wymagającej regeneracji. Marchew.

Opakowanie: Tuba z miękkiego plastiku o pojemności 150ml.

Obietnice producenta:
Oczyszcza i pielęgnuje wrażliwą skórę,a wyciąg organiczny z marchwi sprawia,że skóra odzyskuje witalność, jędrność i zdrowy koloryt. Betaina cukrowa redukuje przeznaskórkową utratę wody , intensywnie nawilża i wygładza skórę.

Moja opinia:
Co do obietnic producenta to na pewno żel przywraca ładny koloryt skóry.
Żel do ciała, który pachnie delikatnie może nie marchewką,ale czymś takim naturalnie słodkawym nie wiem jak okreslić ten zapach,ale jest on delikatny.
Żel nie wysusza, nie podrażnia skóry i spełnia swoją podstawową funkcję ponieważ doskonale oczyszcza skórę. Ma bardzo krótki i przyjazny skład. Nie zawiera SLES, olejów mineralnych i innych niepotrzebnych śmieci.
Według mnie jest to bardzo dobry produkt jednak tylko z powodu ceny nie kupię go ponownie.

Obiecane recenzje cz. III

I tutaj już nie będzie tak miło,a dlaczego ... o tym za chwilę.

Jakiś czas temu poszukiwałam korektorów do twarzy i akurat trafiłam na paletkę korektorów z Avonu i skusiłam się...
Paletkę dostajemy w granatowym kartoniku,a samo opakowanie jest przyjemne dla oka i dość trwałe.
Moja paletka jest w kolorze light (o ile pamiętam jest też wersja ciemniejsza).
W środku dołączony jest mały pędzelek, który sam w sobie nie jest zły,ale do tych korektorów nie nadaje się zupełnie.









W środku mamy 4 kolory i zaczynając od lewego górnego rogu znajdują się tam:
- kolor fioletowy, który ma zapewnić cerze zdrowy blask,
- różowy,a według mnie to jakiś łososiowy, który ma maskować cienie i niedoskonałości pod oczami,
- brzoskwiniowy, który rozjaśnia szarą i zmęczoną cerę oraz ociepla cerę oliwkową i żółtą,
- żółty, który ma pomagać neutralizować zaczerwienienia
I to by było na tyle obietnic producenta ponieważ korektory mają mizerną pigmentację, w konsystencji są dość twarde,ale jednak tłuste i rozmazują się po skórze - za nic nie można wtopić tego kosmetyku w skórę,a już nie mówiąc o przykryciu tym niedoskonałości.
Nie jest to mój pierwszy tego rodzaju kosmetyk,ale w tym wypadku nie ma jak się tym posłużyć.
Możliwe,że trafiłam na wadliwy egzemplarz,ale jakoś trudno mi w to uwierzyć ;p
Dla mnie jest to produkt, który ładnie wygląda w opakowaniu i niestety te 19,90 jakie wydałam są to pieniążki zmarnowane na coś czego nie mam jak zużyć więc pewnie wyląduje w koszu.
Jednym słowem, ten produkt to nieporozumienie.

Link do recenzji na wizażu: tutaj

Obiecane recenzje cz. II

Teraz czas na odżywkę Eveline SOS dla kruchych i łamliwych paznokci. Mulitwitaminowa odżywka z wapniem i kolagenem.
Jakiś czas temu zastanawiałam się nad kupnem odżywki Nail Tek II,ale natknęłam się na to cudeńko.

Obietnice producenta: Po 10 dniach nasze kruche, łamliwe, słabe i zniszczone paznokcie dzięki witaminom,wapniowi i kolagenom mają być odbudowane, zregenerowane i twardsze.

Instrukcja: Przed użyciem należy zabezpieczyć skórki kremem lub oliwką. Codziennie nakładamy jedną warstwę,a po trzech dniach zmywamy warstwy i rozpoczynamy całą operację od nowa. Przy regularnym stosowaniu po 10 dniach powinna być widoczna poprawa,a przy dłuższym doprowadzimy paznokcie do ładu.

Uwaga: zawiera 2% formaldehydu,ale producent zamieścił informację na opakowaniu. (Większość lakierów w UE nie ma w składzie już tego składnika z racji przepisów, które to regulują).


Moja opinia: Podeszłam do tej odżywki bardzo ostrożnie,ale faktycznie - tak jak obiecuje producent po ponad tygodniu stosowania odżywka poprawiła stan moich paznokci i stały się one rzeczywiście twardsze i odporne na uszkodzenia. Jak na razie stosuję ją cały czas,żeby maksymalnie utrwalić efekt i jestem zadowolona,że jednak nie kupiłam Nail Teka bo tutaj mam towar na miejscu i w dodatku za 9,90 ;) więc cena też przyjazna.

Odżywka ma bardzo wygodny pędzelek (właśnie takie pędzelki lubię w lakierach,a nie za często spotykam). Szybko zasycha,a paznokieć jest po prost błyszczący ponieważ odżywka na płytce jest bezbarwna.
Minusem może być jej intensywny zapach, który nie jest przyjemny,ale nie utrzymuje się długo.

Z pewnością produkt wart wypróbowania.

Warto pamiętać:
Zanim sięgniemy po odżywkę warto przyjrzeć się naszej diecie bo często to właśnie tu tkwi przyczyna kruchych i łamliwych paznokci. Czasem są to też prace domowe, które wykonujemy w domu bez rękawiczek,a wszystkie detergenty po prostu niszczą paznokcie.

W skład linii odżywek do paznokci wchodzą także:
- Odżywka wzmacniająca z diamentami,
- Multiodżywcza oliwka do skórek i paznokci z olejem z avokado i witaminami,
- Preparat przyspieszający wzrost paznokci,
- 3w1, 60 sekundowy wysuszacz, utwardzacz i nabłyszczacz,
- Nail therapy total action,
- Preparat miękkie i zadbane skórki

Link do strony producenta: tu
Link do recenzji na wizażu: tutaj

Obiecane recenzje. cz. I

Miałam długą przerwę,ale mam nadzieję,że wrócę na dobre mimo tych wszystkich zmian, które zaszły ;)
Jednak do rzeczy.
Na pierwszy ogień pójdzie podkład Maybelline SuperStay24h.

Obietnice producenta:
Długotrwały podkład z technologią Micro-Flex,która dopasowuje się do mimiki twarzy.

Cena: 38 pln (w osiedlowej drogerii)

Moja opinia:
Przede wszystkim plus za SPF 19 (myślę,że dla osób, które stosują kremy z filtrem i nie opalają się jest to dobry podkład miejski pod względem filtrów).
Jeżeli chodzi o jego trwałość to na mojej twarzy utrzymuje się swobodnie cały dzień czyli do 10 h (staram się dłużej nie nosić makijażu na twarzy).
Podkład dobrze współpracuje z kremami,a także dobrze rozprowadza się palcami,gąbeczką czy pędzlem. Nie tworzy smug, nie podkreśla zmarszczek,ale jeżeli jesteście posiadaczkami cery suchej może podkreślać suche skórki.
Nie oczekujmy matu ponieważ nie jest to podkład matujący,ale po przypudrowaniu ładnie trzyma w ryzach i można nim skontrolować naprawdę delikatne błyszczenie skóry.
Krycie zaliczam do średnich i takie mi w zupełności wystarczy jedyne na co trzeba uważać, to ilość ponieważ wystarczy go bardzo mało,a większe ilości dają nienaturalny sztuczny efekt.
Podkład ciemniał mi na twarzy tylko przy jednym kremie więc polecam najpierw wypróbować (zawsze można ładnie się uśmiechnąć i zapytać o próbkę).
Podsumowując. Dobry podkład w średnim przedziale cenowym,ale też łatwo dostępny. Wart wypróbowania,ale nie działa cudów.

Mój kolor to 010 IVORY
Mam jasną cerę,ale podkład ładnie wygląda na skórze. Ma lekko różowawe zabarwienie, które na mojej twarzy daje efekt rześkiej, wypoczętej skóry,a to lubię !!

Jeżeli chodzi o opakowanie to - mamy szklaną buteleczkę z pompką, która troszkę się brudzi,ale ilość dozowanego podkładu wystarcza na pokrycie twarzy więc myślę,że jest naprawdę ok.

poniedziałek, 5 września 2011

Moje buty.... czyli mój zyciowy odchył ;)

Jestem maniaczką sportowych,ale jednocześnie w stylu miejskim butów, które muszą być przede wszystkim wygodne,ale też estetyczne i trochę inne od tych które widuję na stopach koleżanek.
Oto buty na które długo się czaiłam przede wszystkim z powodu ceny...
Wiem,wiem consy... ktoś może powie co to za buty,ale mi spodobały się z powodu takich jesiennych kolorków i po prostu dlatego,że tego typu sportowe buty uwielbiam !!!






Na co dzień cenię sobie wygodę i taki sportowy (ale nie dresowy) luz i te buty na jesień ... taką jaką mamy teraz wydają się dla mnie wprost idealne.
I jestem zdania,że consy albo się kocha,albo nienawidzi ;)
Ja jestem w tej pierwszej grupie.
Link do sklepu, w którym je kupiłam: tu (swoja drogą mają tam dość ciekawe baleriny i inne buty na które planuję się skusić;) ahh te buciki zawsze mi ich mało.
Cena: 225,90 ( jak dla mnie długo była odstraszająca).

I mój kolejny zakup.
Nie wiem dlaczego,ale w mieście w którym mieszkam ciężko było mi znaleźć długie, kolorowe sznurówki i zdesperowana zaczęłam szukać w internecie i tak znalazłam swoje żółtaski i te drugie już rozpakowane w kropki.
Cena nie była mała jak na sznurówki,ale,że jestem takim dziwakiem jeżeli chodzi o buty, sznurówki to nie mogłam sobie odpuścić i jednak je kupiłam,a że koleżanka i siostra też znalazły coś dla siebie koszty przesyłki rozłożyły się na nas trzy więc nie było tak źle.
Link do sklepu: tutaj
A może Wy znacie jakieś ciekawe sklepy ze sznurówkami.

Weekendowe zakupy i zapowiedź...

Od jakiegoś czasu testowałam próbki podkładów drogeryjnych do 50 pln i nie mogłam natrafić na coś co by mi po prostu odpowiadało,aż natknęłam się na Super Stay 24 Maybelline. Za jakiś czas pojawi się recenzja tego podkładu.
Jesienią zawsze mam brzydkie paznokcie - często mi się łamią i ogólnie są słabe więc postanowiłam wypróbować Eveline SOS - pierwsza recenzja pojawi się po 10 dniach stosowania(producent po tylu dniach obiecuje rezultaty),a druga po dłuższym czasie stosowania i mam nadzieję,że to coś pomoże.
Skusiłam się też na paletę korektorów Avon i myślę,że w następnym tygodniu zrobię Wam recenzje tego produktu.

To by było na tyle jeżeli chodzi o weekendowe zakupy. Staram się ograniczyć do minimum kosmetyki kolorowe i do pielęgnacji ponieważ doszłam do wniosku,że moje zbiory są zbyt duże.

Pozdrawiam !!!

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Flormar ... - czyli to co tygryski lubią najbardziej.

Chyba z dwa lata temu pierwszy raz natknęłam się na kosmetyki firmy Flormar.
Pamiętam,że wtedy szukałam jakiegoś różu do policzków i skusił mnie kolor Flormaru,a dodatkową zachętą była niska cena. Jednak jakość różu była na tyle dobra,że zainteresowałam się firmą i znalazłam jeszcze kilka dobroci dla siebie ;)

Zacznę od początku,a więc od różu, który kupiony jakiś czas temu nadal dobrze mi służy.

FLORMAR, BLUSH-ON (matowy)

Dane techniczne:
Kolor: 84
Waga: 6g
Cena: ok 10-11 zł









Do różu dołączony był pędzelek i ole jego kształt był naprawdę funkcjonalny o tyle włosie było bardzo sztywne więc pędzelek "poszedł" do kosza ;)










Określiłabym ten kolor,jako przygaszony róż z domieszką brzoskwini.
Produkt naprawdę ładnie się rozprowadza, nie zostawia smug i plam i myślę,że nawet osoby początkujące poradzą sobie z nim doskonale. Konsystencja aksamitna,a zapach lekko pudrowy. Nie uczula i nie podrażnia wrażliwej skóry, dobrze współpracuje na różnych podkładach i jest naprawdę wydajny. Stosuję go prawie codziennie odkąd go kupiłam czyli na pewno dłużej niż rok i nie zużyłam nawet połowy. Utrzymuje się na mojej mieszanej w kierunku tłustej skórze do 8h więc dla mnie jest do efekt zadowalający. Do tego ta cena ;) Czego więcej chcieć.
Link do recenzji na wizażu: tu

Teraz czas na kolejnego ulubieńca,czyli moją czwórkę cieni !!!
FLORMAR, Pretty Compact, Quartet Eye Shadow

Dane techniczne:
Kolor: PO46
Waga: 14g
Data ważności: 24 miesiące od otwarcia
Cena: ok 15 zł




Świetnie dobrane kolory do smoky eye.
Wystarczy dotknąć cienia i właśnie tak wyglądają kolory po przeciągnięciu palcami po ręce. Dla mnie taka pigmentacja za taką cenę jest naprawdę rewelacyjna. Cienie utrzymują się naprawdę długo nawet bez bazy (kiedyś tak zdarzyło mi się ich tak użyć). W konsystencji są aksamitno-pudrowe,a wykończenie określam jako matowe chociaż jasny szary wydaje się mieć delikatne satynowe wykończenie.
Z tego co się orientuję jest kilka wersji kolorystycznych tych czwórek.


Cienie dobrze się rozcierają i można sobie nimi naprawdę ładnie budować kolor. Jak dla mnie są to jedne z lepszych cieni w tak niskiej cenie i tak dużej pojemności.
Link do recenzji produktu na wizażu: tutaj










Teraz ostatnia paletka cieni na którą skusiłam się z powodu jej estetycznego wyglądu.

FLORMAR, Color Palette Eye Shadow

Dane techniczne:
Kolor: 01
Waga: 11g
Data ważności: 24 miesiące od otwarcia

Paletka jest naprawdę solidnie wykonana. Można ją ze sobą zabrać (bez obaw że się otworzy),a zamiast aplikatora wsadzić jakiś pędzelek.




Swatche:

Cienie są dość dobrze napigmentowane jednak nie tak bardzo jak w poprzedniej czwórce.
Paletki można dostać w kilku wariantach kolorystycznych (z tego co pamiętam jedna zawiera różne kolory,a pozostałe,np. odcienie zieleni,szarości,itp.).






W paletce dostajemy 5 cienie, które mają lekko drobinkowe wykończenie jednak z całą stanowczością nie jest to perfidny brokat.
Cienie utrzymują się na powiece,aż do zmycia (do tej pory stosowałam tylko na bazie), nie rolują się i nie zbijają.
Ładnie się rozcierają i nie mogę im naprawdę nic zarzucić chociaż wolałabym,aby były tak napigmentowane jak moja czwórka w okrągłym opakowaniu.
Koszt takiej paletki to ok. 22 zł.
Link do recenzji produktu na wizażu: tu (mam nadzieję,że kiedyś będzie tam więcej recenzji).

Gdzie można dostać kosmetyki Flormar ?
Kosmetyków tej firmy szukajcie w osiedlowych drogeriach (ja tak znalazłam),albo w dużych centrach handlowych mogą znajdować się tzw. wysepki lub punkty Flormaru gdzie będziecie miały pełną ofertę firmy.

Link do strony producenta: tu
Link do sklepu internetowego, w którym dostępna jest część oferty firmy sklep slicznotka

I to by było na tyle. Za jakiś czas pojawi się kolejna recenzja produktów tej marki. Pozdrawiam ;)

niedziela, 21 sierpnia 2011

Zapomniane cienie...

Jakiś czas temu robiłam małe porządki i na dnie szuflady znalazłam cienie, o których istnieniu zapomniałam,a nie są wcale takie złe.
Zacznę może od moich ulubionych brązów ;)
Miss Sporty, Studio Colour Duo Eye Shadows

Cienie wg producenta zawierają minerały i olejek z aloesu.

Kolor: 208 Papillon
Data ważności: 30 miesięcy od otwarcia







Cienie zakupione z tego co pamiętam w PEPCO, a cena jest widoczna na zdjęciu.

Cienie mają delikatnie kremową konsystencję przez co dobrze się nakładają i ładnie rozcierają. Jednak trzeba uważać ponieważ przy aplikacji potrafią się delikatnie osypywać.
Pigmentacja jest całkiem ok,ale tylko po wcześniejszym zaaplikowaniu bazy - w innym wypadku cienie szybko znikają z powiek.
Wykończenie jest w 100% perłowe - cienie zawierają taki liczne błyszczące drobinki, jednak nie jest to perfidny, bazarowy brokat.
Niestety nałożone solo nie utrzymują się zbyt długo - dopiero z użyciem bazy wytrzymują na powiekach do 6h, nie rolują się i nie zbijają.


Swatche:

















Ogólnie są to zwyczajne cienie, które skusiły mnie swoim ładnym czekoladowym i złotym kolorkiem,ale nie był to z pewnością przemyślany zakup. Drugi raz nie kupię tych cieni gdyż bez bazy na powiece cienie po prostu sobie nie radzą.

Linki do recenzji produktu na wizażu: tu







Kolejny odkopany cień to Essence Eyeshadow.


Dane techniczne:
Kolor: 41 ...spotted! mat effect
Waga: 2,5g
Data ważności: 24 miesiące od otwarcia
Cena: ok. 7 zł










Swatche:

Kolor określam jako taki naturalny kolor skóry z domieszką brzoskwini.
Cień jest matowy...











I jak to często z matami bywa słabo napigmentowany. Na testerze w sklepie wyglądał naprawdę dobrze,ale na powiekach jest blady.
Fakt,że nie osypuje się, ładnie rozciera,ale bez bazy kolor utrzymuje się krótko i jest słabo widoczny,a szkoda... bo w opakowaniu naprawdę ładnie wygląda.
Link do recenzji tych cieni na wizażu: tu










Ostatni w kolejce jest Inglot (Sprint SuperStar).
I cieszę się,że odkopałam go w tej mojej szufladzie.
Ogólnie nie jestem fanką różu,a ten cień po prostu dostałam w prezencie i pewnie dlatego powędrował on na dno szuflady.

Dane techniczne:

Kolor: 96
Data ważności: 18 miesięcy od otwarcia
Cena: ok 11 zł





Swatche:

Cień zawiera srebrne drobinki, które ładnie rozświetlają spojrzenie i nie są nachalne, jednak muszę przyznać,że w opakowaniu wydawały się mi strasznie duże i tandetne,ale efekt na oku jest naprawdę dobry.
Pigmentacja cienia jest świetna, dodatkowo dobrze się rozciera i mimo drobinek ma miłą, kremową konsystencję.
Cały czas stosuję go na bazę i utrzymuje się tyle ile noszę makijaż.






Cień sam w sobie jest naprawdę dobry,żałuję tylko,że nie jest to jakiś inny kolor. Gdyby nie był to róż używałabym go zdecydowanie częściej.

Link do recenzji na wizażu:tu

I to by było na tyle .... za jakiś czas na pewno znowu znajdę jakieś zapomniane kosmetyki ;)

Cienie Pierre Rene... słów kilka

SINGLE EYESHADOW PIERRE RENE
Chodziłam, chodziłam i w końcu się na nie skusiłam chyba z racji tego,że pudełeczka są podobne do tych jakie kiedyś posiadał w swojej ofercie Inglot.

Zacznę od danych technicznych ;)

Pojemność: 1,5g
Data ważności: 12 lub 36 miesięcy od otwarcia (zależy od koloru)
Cena: 6,99 regularna,ale są promocje

Info od producenta:
Dostępne w gamie 100 kolorów o lekkiej, kaszmirowej konsystencji.Pozostawiają jednolite, jedwabiste i trwałe wykończenie makijażu. Cienie wzbogacone o wit. A i E oraz filtry przeciwsłoneczne.

A teraz przejdę do rzeczy na początek dwa kolory do makijażu neutralnego.

Jaśniejszy cień to cień matowy No 56 (seria matt) - data ważności 12 miesięcy od otwarcia.

Ciemniejszy to również seria matt No 63





Dla niedowiarków: ;)
Etykieta cieni.









Swatche cieni i słów kilka o tych kolorkach.

Cielisty No 56 - który jest po prostu niewidoczny chyba jako jedyny z wszystkich cieni, które posiadam jest twardy, tępy po prostu ciężki w aplikacji. Widać go minimalnie tylko wtedy gdy najpierw użyję bazy. W przypadku tego cienia nie wiem czy można mówić o utrzymywaniu się na powiece ponieważ naprawdę go nie widać. Ja kupiłam go z myślą o używaniu jako cienia transferowego,ale z powodu jego twardej struktury nie bardzo nadaje się do użytku.
Cień No 53 (matowy) jest ładnym odcieniem kakao. Pigmentacja nie jest rewelacyjna,ale powiedziałabym dobra. Cień ma bardzo pudrową konsystencję, jednak dobrze się nakłada. Jedyny problem może być z roztarciem tego cienia gdyż z racji takiej sucho-pudrowej konsystencji trzeba się troszkę namachać pędzelkiem. Na bazie cień utrzymuje się,aż do zmycia makijażu czyli ok. 10h w moim przypadku (staram się nie nosić makijażu dłużej).
Jeżeli chodzi o te dwa kolory to zdecydowanie lepiej je nakładać dołączonym aplikatorem, ponieważ pędzelki mogą być po prostu zbyt miękkie.

Następne w kolejności są dwa szare odcienie (wykończenie pearl).
 Odcień na górze zdjęcia to No 11 (pearl)

Jaśniejszy odcień to No 13 (pearl)







No 11, który został trochę ucięty na zdjęciu ma datę ważności 36 miesięcy od otwarcia,a z kolei No 13 - 12 miesięcy od otwarcia. Właśnie teraz zauważyłam,że jaśniejsze kolory mają krótszy termin przydatności i nie mam pojęcia dlaczego,ale jeżeli ktoś wie to dobrze by było,żeby mnie dokształcił w tej kwestii ;)



Teraz swatche: ( w świetle dziennym)

















Prawdziwą pigmentację tych kolorów oddaje zdjęcie z fleszem ponieważ roztarte na oku są o wiele jaśniejsze niż w opakowaniu co mnie trochę drażni.
Oba te cienie są jedwabiście miękkie w konsystencji i naprawdę dobrze się rozcierają jednak pigmentacja mimo,że na testach na dłoni zdaje się być naprawdę dobra na oku już nie jest tak ładnie gdyż cienie wychodzą o wiele jaśniejsze. Utrzymują się długo i właściwie oprócz średniej pigmentacji nie mogę zarzucić im nic. Nie zauważyłam też żeby się osypywały,ale nakładałam je zawsze na bazę więc może dlatego.





Teraz czas na dwa kolory, które urzekły mnie na sklepowym testerze.
Pierwszy o ślicznym zielonym kolorze (wykończenie matowe) No 71 matt.

Drugi to żółty,a właściwie cytrynowo-żółty cień No 35 (pearl).















Swatche:
Niby pigmentacja ok,ale ...


















Jak zwykle zdjęcie z fleszem obnażyło prawdę:

Kolory tak ładne w pudełeczkach nałożone na powieki zupełnie tracą pigmentację i nadają lekką poświatę. zdecydowanie tymi kolorami byłam rozczarowana najbardziej.

Podsumowanie:
Opakowanie: Trzeba liczyć na szczęście - niektóre otwierają się bezproblemowo,a z innymi trzeba naprawdę się namęczyć.
Kolory matowe mają bardziej suchą i tępą konsystencję oraz są mniej napigmentowane.
Szczególnie maty lepiej nakłada się dołączonym aplikatorem - pędzle mogą okazać się zbyt miękkie.
Moim zdaniem nie są to najlepsze cienie i mimo dużego wyboru kolorów zastanowiłabym się czy tak naprawdę potrzebne są mi takie produkty do powiek w których każdy kolor jest inny. Jedne są lepsze, inne gorsze,ale żaden z tych cieni nie jest naprawdę dobry.
Można trafić na przyzwoite kolory,ale mamy taki wybór tego typu produktów,że warto rozejrzeć się za czymś innym w podobnej cenie.

Link do strony producenta: tutaj
Link do recenzji na wizażu: tu

A teraz niespodzianka !!!
PIERRE RENE SINGLE EYESHADOW METALLIC

Dane techniczne:
Waga: 1,5g
Data ważności: 36 miesięcy od otwarcia
Cena: 6,99 zł

Info od producenta:
Cienie z tej serii dostępne są w 45 kolorach, Umożliwiają jednolite, trwałe oraz precyzyjne wykonanie makijażu. Nadają metaliczny połysk i są wzbogacone o bazę pod cienie.

Kupiłam tylko jeden kolor ponieważ mimo wszystko w mojej szufladzie królują maty,ale do rzeczy.
Ja w swojej kolekcji posiadam kolor w oznaczeniu No 114 Egyptian sun.








Swatch:
Określiłabym ten kolor jako takie ciemne stare złoto z domieszką miedzi.















Pigmentacja tego cienia jest powalająca i idzie w parze z trwałością. Dodatkowo te cienie nie osypują się i nie wymagają stosowania bazy pod cienie.
Myślę,że jeszcze się skuszę i wypróbuję kilka kolorków z tej serii ponieważ uważam,że jest to hit firmy Pierre Rene.
Link do strony producenta: tu










Popularne posty