A mowa tutaj o owocu
ukrywającym się pod nazwą pitaja.
Wygląda dość dziwnie i
właśnie swoim nietypowym wyglądem mnie skusiło i wrzuciłam je do koszyka.
Jak tylko przyszłam do
domu usiadłam przed komputerem w poszukiwaniu info, żeby wiedzieć co ja tam
zamierzam do buzi włożyć ;p
Owoc może być ukryty
pod następującymi nazwami:
- pitaya,
- pitahaya,
- huo,
- truskawkowa gruszka,
- dragonfruit.
Mmm… brzmi tak bajkowo więc chyba będzie smaczne, ale
postanowiłam jeszcze doczytać ;) Pitaka pochodzi z Meksyku i jest
najzwyczajniej w świecie owocem kaktusa.
Fakt, który zwrócił moją uwagę to to, że kwiaty pitayi
kwitną nocą i często owoce nazywa się Królowymi Nocy ;) Czyli dalej pozostajemy
w takim bajeczno-baśniowym klimacie ;)
Pitaka ma trzy odmiany:
- różową z białym miąższem (właśnie tą mam),
- żółtą z białym miąższem,
- różową z czerwonym miąższem
A teraz to co tygryski lubią najbardziej, czyli Pitaka jest
niskokaloryczna, zawiera ok. 80-90% wody (gasi pragnienie jak arbuz), zawiera
wit. C, A, B oraz fosfor i wapń, a do tego antyoksydanty, czyli kobietki to
owoc specjalnie dla nas ;), którym możemy się raczyć do woli.
Wyczytałam, że najlepiej smakuje schłodzony więc zanim go
zjadłam włożyłam go do lodówki.
Miąższ jest miękki i łatwo się go wybiera łyżeczką. Moje
pierwsze skojarzenie, że owoc w smaku podobny jest do kiwi lecz jego słodycz
jest inna ponieważ jest delikatnie słodki, dobrze gasi pragnienie, a pestki nie
przeszkadzają w jedzeniu (owoc je się z pestkami).
Moim zdaniem owoc wart wypróbowania i z pewnością kupię go
jeszcze nie raz tym bardziej, ze zamierzam go użyć w sałatce owocowej lub jako
dodatek do lodów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz