poniedziałek, 17 września 2012

Dwie szybkie recenzje, czyli Isana i AA



Zachwyty nad zapachem, czyli recenzja peelingu z Isany.

Isana, Duch peeling, white chocolate&vanilla.



Cena: ok. 5,40

Pojemność: 200 ml

Opakowanie: Plastikowa tuba (produkt stawiany na zakrętce więc wszystko spływa na bieżąco)

Zapach: faktycznie biała czekolada i wanilia (dla zapachu można się rozpłynąć), niestety krótko utrzymuje się na skórze, godzinę po prysznicu już go nie czuć.



Konsystencja: przypomina lotion choć jest odrobinę gęstszy

Wydajność: kupiłam go zimą i dopiero w teraz (wrzesień) go skończyłam – używałam raz w tygodniu.

Działanie: Peeling ma w sobie dużo drobinek i przy pierwszym użyciu pomyślałam sobie, że jest nawet za bardzo delikatny. Jednak tylko pozornie. Tak naprawdę jest to przyzwoity zdzierak, ale tu podkreślam do skóry wrażliwej.
Zazwyczaj unikam tego typu produktów do ciała ponieważ mnie podrażniają. Ten spisał się bardzo dobrze. Nie podrażnił, nie uczulił, skóra po jego użyciu nie piekła mnie.
Oczyszcza skórę porządnie i jest tani. Dodatkowo nie podrażnia. Drobinek jest jak na mój gust dużo i to mi się podoba. Do tego obłędny zapach.
Jedyny minus to to, że jest to edycja limitowana.

Ogólna opinia:
Nie mam się do czego przyczepić. Za taką cenę z chęcią kupię ponownie jeżeli pokaże się tej zimy, a jeżeli nie to będę polowała na inny zapach ;)
4/5

AA, Wrażliwi na słońce, Intensywnie nawilżający żel do opalania SPF 10 do skóry wrażliwej, skłonnej do alergii.



Cena: ok. 42,00 zł

Pojemność: 150 ml

Opakowanie: Tuba z twardego plastiku

Zapach: intensywny, letnio-owocowy (tak bym go określiła)

Konsystencja: żelowa

Wydajność: nie jestem w stanie określić

Obietnice producenta:
• zapewnia ochronę DNA i zapobiega fotostarzeniu się skóry,
• pozostawia uczucie chłodu na skórze,
• łagodzi podrażnienia wywołane słońcem, piaskiem i solą.

Zawiera L-argininę i ekstrakt z ryżu.

Moja opinia:
Żel przyjemnie pachnie i zapach pozostaje na skórze do około godziny.
Osobiście nie opalam się specjalnie wystawiając skórę na słońce więc ochrona SPF mi wystarczyła i jak najbardziej sprawdziła się podczas spacerów ponieważ tam gdzie nałożyłam żel rzeczywiście skóra się nie opaliła.
Skóra po nałożeniu żelu jest miękka, ale jednocześnie bardzo klejąca i jak dla mnie ta cecha dyskwalifikuje ten produkt. Nie znoszę uczucią klejącej się skóry, a właśnie taka ona była po użyciu tego żelu.
Co do nawilżenia nie mogę się wypowiedzieć ponieważ zbyt krótko testowałam ten produkt.

Ogólna ocena: 3/5 i nie odkupię tego produktu ponieważ nie znoszę gdy moja skóra się kleji, a ta tubka pójdzie niestety do kosza…

poniedziałek, 10 września 2012

Jak wrócić do formy po porodzie cz I, czyli regeneracja skóry.



To pytanie zadaje sobie wiele kobiet … ja też będąc w szpitalu gdy spojrzałam na swoje ciało zaczęłam się nad tym zastanawiać.
Zacznę jednak od początku.
Pięć miesięcy temu urodziłam synka (poród naturalny).
Zawsze byłam raczej szczupła i gdy zobaczyłam, że mój brzuch po porodzie wygląda tak jakbym była w piatym miesiącu … to nie byłam zadowolona.
Dlatego pamiętając o tym jak sama czułam się po porodzie mam kilka rad dla przyszłych mam ;) i nie tylko ;)

Dla tych dziewczyn, które są w ciąży:
- dbajcie o skórę regularnie już od pierwszych miesięcy ciąży (wystarczy zwykła oliwka i regularne peelingi – jeżeli skóra będzie dobrze nawilżona i elastyczna szybciej dojdzie do siebie),
- pijcie dużo wody to pomoże skórze od środka
- dbajcie o swoją dietę już w ciąży (wystarczy nie objadać się słodyczami i Fast fordami)
- dużo spacerujcie, pływajcie, ćwiczcie jogę (jeżeli nie ma przeciwwskazań do wysiłku fizycznego),

Zdaję sobie sprawę, że te kilka podpunktów nie jest tak proste do wykonania, ale naprawdę można.
Ja słodyczomaniaczka do kwadratu dałam radę ograniczyć słodycze – nie rezygnowałam bo w końcu i tak bym się nimi obżarła, ale naprawdę ograniczyłam.
Ruch w ciąży bardzo mi pomagał  - czułam się lepiej i dobrze spałam po lekkim wysiłku.
Do picia wody po prostu się zmuszałam, a dbanie o skórę to dla mnie przyjemność.

Teraz gdy już dacie radę w mniejszym lub większym stopniu zastosować się do powyższych rad oczekujcie porodu i wtedy…. dopiero się zacznie.
Łatwo nie będzie bo zmęczenie, stres i nadmiar obowiązków,a jeżeli to pierwsze dziecko to wszystko nas zaskakuje, ale da się przeżyć ;)

Po porodzie (ogólnie):

- nie załamujcie się zmianą jaka zaszła w Waszych ciałach przecież każda z nas to przechodziła lub będzie
- spróbujcie zaakceptować obecny stan w jakim jest Wasze ciało i pamiętajcie, że przecież to tylko czasowa zmiana
- dużo śpijcie (mieszkanie w pierwszym okresie po porodzie wcale nie musi lśnić  - ważniejsza jest wyspana mama pełna sił)
- korzystajcie z pomocy babć, sióstr, angażujcie męża, a w tym czasie zajmijcie się sobą,
- przy karmieniu piersią większość kobiet bardziej zwraca uwagę na swoje menu (wcale nie musicie jeść dużo więcej ja jadłam tyle co zawsze i z pokarmem było ok.)
- picie wody przy karmieniu to podstawa,


Jak może wyglądać skóra po porodzie:

- może być sucha,
- łuszcząca,
- z wyraźna utratą elastyczności i jędrności

Jeżeli zamierzacie karmić piersią to specjalistyczne zabiegi odkładamy na okres po zakończeniu karmienia.
W takim przypadku jeżeli skóra jest wyjątkowo sucha można zastosować balsamy i produkty do kąpieli natłuszczające (często dedykowane dla osób z atopowym zapaleniem skóry, dla skóry wrażliwej), np.: oilatum, emolium, oilan, balneum, itp. Takie preparaty znajdziecie w aptekach.
Dobrze jest je stosować w okresie 1-3 miesięcy po porodzie w zależności od stanu skóry, często są to preparaty które mogą uzywać również niemowlaki więc możemy się dzielić kosmetykami z naszym maleństwem.
Kiedy już zauważymy, że skóra odzyskała nawilżenie warto przerzucić się na oliwkę (taka dla dzieci ) do pielęgnacji ciała i stosować preparaty ujędrniające przeznaczone specjalnie dla mam ;) Wtedy będziecie miały pewność, że kosmetyki zostały przetestowane i nie zaszkodzą maleństwu.
Uwaga: Przy stosowaniu produktów ujędrniających do biustu dla mam najlepiej aplikować je około  2 godz. przed karmieniem i dla bezpieczeństwa dziecka przed karmieniem przetrzeć okolice brodawek wacikiem nasączonym wodą,aby zmyć resztki preparatu ze skóry.
DO naszwj regularnej pielęgnacji dołączamy peelingi i natryski wodą (na przemian ciepło-zimne).
Po zakończeniu okresu połogu i konsultacji z lekarzem o ile będziecie miały siłę i ochotę (o to niestety trudno) można dołączyć lekkie ćwiczenia fizyczne (znajdziecie ich pełno w internecie i prasie).
To zupełnie Wam wystarczy jeżeli chodzi o pielęgnację skóry, a i to na początek może być wyzwaniem bo po prostu możecie nie mieć na tak podstawowe czynności siły …ale w końcu mamy mężów i inne osoby, które z chęcią na chwilę zajmą się maleństwem więc można tego czasu troszkę dla siebie wykombinować.
Każda skóra jest  inna i o tym warto pamiętać jednak taka pielęgnacja przyda się każdej karmiącej mamie i stworzy doskonałą podstawę do intensywnego ujędrniania po okresie karmienia.

piątek, 7 września 2012

Z pamiętnika młodej mamy, czyli coś o wózku trójkołowym



Pamiętam, że gdy tylko dowiedziałam się o ciąży, pomyślałam o tym, że chciałabym mieć wózek trójkołowy.
I tak też się stało.
Z racji tego, że nie uśmiechało mi się wydać na „pojazd” dla maleństwa 2 lub więcej tysięcy – kupiłam wózek używany.
Wybór padł na X-landera XT. Ogólnie szukałam jakiegoś X-landera, a akurat ten model mogłam kupić po okazyjnej cenie.
I tak oto wózek czekał na mojego synka dość długo.
W końcu nadszedł dzień pierwszego spaceru i …
Moja opinia o użytkowaniu gondoli:
Po pierwsze na uwagę zasługuje fakt, że gondola bardzo szybko i łatwo montuje się na stelażu (dałam radę bez instrukcji ponieważ takiej nie posiadałam;).
Wózek można szybko złożyć i włożyć do samochodu – jednak stelaż zajmuje troszkę miejsca (można to zredukować i wyjąć przednie koło, ale wtedy trzeba liczyć się z tym że ubabrzemy siebie i wózek w smarze.
Sam stelaż jest dość ciężki, gondola do lekkich nie należała, ale ja zawsze radziłam sobie tak, że na klatce zostawiałam sam stelaż, a gondolę wnosiłam do domu. Bardzo prosto i cicho można ją zdjąć i nałożyć do tego posiada dwa uchwyty po obydwu stronach które umożliwiają swobodne przeniesienie lub można chwycić za rączkę budy i w ten sposób przenieść, jak komu wygodniej ;)
Rozmiar gondoli – hm… mój syn do wysokich nie należał mieścił się w normie. Po urodzeniu miał 56 cm jednak już w drugim miesiącu – zajmował prawie całą gondolę na wysokość i ciężko go było wyjmować.
Buda gondoli – ma ciekawy mechanizm trzeba mocniej pociągnąć, aby ją zablokować przed opadaniem.
W środku znajduje się materacyk i mały kieszonek, w którym nosiłam smoczek czy klucze. Do tego dołączona jest osłona przed wiatrem, która szybko i sprawnie się zakłada połączenie rzepów i zatrzasków powoduje, że osłonka dobrze się trzyma jest szczelna więc maluch nie zmarznie i nie lata na wietrze jak latawiec, a to wbrew pozorom bardzo ważne.

Jak prowadzi się gondolę na trzech kołach?
Z pewnością wózek jest skrętny. W modelu XT znajduje się przycisk któr pozwala blokować przednie koło, np. przy jeździe na wprost co bardzo ułatwia sprawę.
Duże, pompowane koła dzięki którym dobrze się prowadzi, delikatnie amortyzują i ładnie przejeżdżają przez duże dziury co jest ułatwieniem
Jest jednak kilka minusów, które zauważyłam przy użytkowaniu.
Przy prowadzeniu gondoli wózek jest trochę wywrotny (przynajmniej na początku zanim nie dojdziemy do wprawy) przy szybszych zakrętach jednak później już wiedziałam jak mam wózek prowadzić, aby takie sytuacje się nie zdarzały.
Drugim dla mnie minusem jest brak amortyzatorów przy kołach. Stelaż opiera się na sztywnej ramie przez co jeżeli jedziemy przez zabytkową jezdnie („kocie łby) dzieckiem solidnie trzęsie, przy większych dziurach maluch też podskakuje – mój synek na początku delikatnie się bał dlatego starałam się omijać dziury,ale wiadomo… nie zawsze się da.
Koła są dobre tak jak pisałam, ale naprawdę szkoda, że stelaż nie jest na amortyzatorach bo dziecku na pewno byłoby o wiele wygodniej, a i ja czułabym się lepiej wiedząc, że mój syn ma komfortowy pojazd.

Podsumowując:
Jeżeli chodzi o gondolę na trzech kołach przynajmniej w tym modelu jestem na nie. Uważam, że mały komfort prowadzenia i tak duża „sztywność” wózka to zdecydowanie zbyt duże minusy.

Jednak jeżeli chodzi o spacerówkę w XT jestem zdecydowanie na tak.
Krótko o plusach:
- wózek jest zwrotny,
-wygodnie się prowadzi nawet jedną ręką,
- pasy bezpieczeństwa pięcio punktowe,
- podnóżek (dla większego dziecka się przyda,
- osłonka przed słońcem,
- możliwość zaglądnięcia co robi dziecko przez daszek (wszyta jest przezroczysty miękki plastik)
- przednia rączka jest odpinana więc łatwo można wyjąć i włożyć dziecko,

Ogólna opinia:
Gdybym miała możliwość mieć dwa wózki z pewnością gondola byłaby na amortyzatorach i chyba nie na trzech kołach.
Jeżeli chodzi o spacerówkę jestem bardzo zadowolona bo prowadzi się świetnie. Czasem przeszkadza to, że nie ma możliwości przekładania rączki, ale to już mój błąd.
Jeżeli chodzi o pakowanie spacerówki do samochodu to jest to bardziej problematyczna sprawa niż w przypadku gondoli. Spacerówka składa się z kilku części i trzeba je zdjąć, aby złożyć wózek i jest to naprawdę denerwujące, ale możemy pozbyć się tego problemu jeżeli do samochodu weźmiemy stelaż z adapterami do fotelika samochodowego (na wypad do sklepu w sam raz, na spacer chyba jednak nie bardzo).
Gdybym miała kupić wózek po raz drugi chyba poszukałabym innego modelu.

Kilka zdjęć gondoli:
 

Znalazłam też kilka minusów, ale to raczej moja wina bo gdybym zwróciła na to uwagę wcześniej po prostu kupiłabym inny model wózka.

Na co warto zwrócić uwagę przed zakupem wózka:
- czy jest możliwość przekładania rączki (w taki sposób, że dziecko jest przodem lub tyłem do nas),
- amortyzatory są bardzo ważne dla komfortu jazdy.



piątek, 24 sierpnia 2012

GlySkinCare - recenzja



 GlySkinCare, SuperSunblock, Moderate Sun Protection Produkt, SPF 30

Krem ochronny do twarzy.

Pojemność: 40ml – ważny 6 miesięcy od otwarcia

Opakowanie: Tubka z miękkiego plastiku w kartonowym opakowaniu

Zapewnienia producenta: Krem ochronny do twarzy, który zapewnia nam ochronę przed promieniami UVA i UVB. Krem jest nie zawiera PABA.
Produkt zawiera – benzophenone-3

Cena: ok. 42 zł

Konsystencja: typowo kremowa

Zapach: delikatny kremowy jak dla mnie i nie trzymuje się na skórze

Działanie: Krem nie bieli mimo zastosowania słusznej warstwy – przyznam szczerze,że to chyba pierwszy filtr który nakładam w odpowiedniej ilości.
Nie podrażnia i nie uczula okolic oczu (a mam wrażliwe). Dobrze nawilża choć nie wiem jak sprawdzi się u osób ze skórą suchą ponieważ ja mam mieszaną i dla mnie nawilżenie jet wystarczające. Dodatkowo nie powoduje nadmiernego świecenia, nie zapycha. Świetnie współgra z podkładami i według mnie nadaje się pod makijaż.


Moja opinia: Jak dla mnie jest to naprawdę SuperSunblock i w pełni zasługuje na swoją nazwę.
To co może niepokoić to benzopheone-3 (organiczny składnik pochodzenia chemicznego) który negatywnie (według wielu badań) wpływa na naszą gospodarkę hormonalną.
Jest to stosunkowo tani pochłaniacz promieni UV, ale mam nadzieję, że producent rozważy zmianę tej substancji na inną nawet jeżeli skutkiem będzie wyższa cena kremu. Filtr naprawdę przypadł mi do gustu jednak nie chciałabym zatruwać swojego organizmu i powiem tak – odkupię produkt, jeżeli producent w trosce o swoich klientów zrobi coś z tym składnikiem.
Jeżeli chodzi o inne wady to dla niektórych na pewno będzie to cena i słaba dostępność w aptekach w mniejszych miejscowościach, ale w końcu od czego mamy Internet ;)

Ogólna ocena: 4/5

GlySkinCare, Gly Masque – maseczka nawilżająca


Obietnice producenta: Maseczka zawiera 3% kwas glikolowy – przez co ujędrnia, wygładza i orzeźwia twarz. Zmiękcza i wygładza skórę – także wokół oczu. Efekt nawilżenia utrzymuje się do 24h. Jest dobrze tolerowana przez osoby borykające się z trądzikiem.
Maska jest trzecim krokiem w programie pielęgnacyjnym tej firmy.

Pojemność: 50g

Opakowanie: Tubka z miękkiego plastiku w kartonowym opakowaniu (tubkę przy końcówce produktu możemy swobodnie rozciąć ponieważ plastik jest naprawdę miękki)

Cena: ok. 59,00 zł

Konsystencja: lekka, kremowa

 Zapach: bezzapachowa

Działanie: To o czym wspomnę na początku – w tubce maska jest bardzo rzadka – można usłyszeć takie „chlupotanie” – jednak producent przed użyciem radzi wstrząsnąć. Faktycznie wtedy maska ma postać lekkiego, delikatnie wodnistego logionu (nie wiem jak to trafniej określić) w kolorze cementu ;)
Maska dobrze się nakłada, nie podrażnia i nie uczula. Maska po zmyciu (zmywałam dłońmi bez użycia gąbeczki i zmyła się naprawdę szybko) pozostawiła skórę naprawdę solidnie miękka i nawilżoną i taką promienną. Efekt rzeczywiście jest natychmiastowy. Skóra wygląda o niebo lepiej niż przed nałożeniem maski.
Producent wspomina, że możemy nałożyć makijaż bezpośrednio po życiu maski – ja jednak za każdym razem o tym zapominałam i nakładałam krem ;)
Moim zdaniem obietnice producenta zostały spełnione, efekt jest natychmiastowy więc będzie to idealna maska przed większym wyjściem.
Małym minusem może być dostępność i cena, ale to są kwestie indywidualne.

Ogólna ocena: 5/5




Małe odkrycie od Bell, czyli recenzja ;)


Z góry przepraszam za opakowania, ale poczta się z nimi obeszła niezbyt delikatnie ;)



Bell, Derma Intensive – Beauty Skin Program 30+, Anti-age foundation, czyli fluid przeciwzmarszczkowy.

Wskazania: cera szara, zmęczona, pozbawiona jędrności

Obietnice producenta: Fluid zawiera Lift Active Complex o działaniu ujędrniającym, natychmiastowy efekt wygładzonych zmarszczek i napiętej skóry. Doskonale koryguje drobne przebarwienia i niedoskonałości. Dostosowuje się do skóry, a dzięki zawartości dermaxylu ma działanie przeciwzmarszczkowe a systematyczne używanie zapewnia naprawę bariery skórnej, zmniejszenie traty wody, większą spoistość komórek skóry. Zawiera filtr UVB i wit.E.

Pojemność: 30g

Kolor: 1porcelain (jestem bladziochem totalnym i na początku ten najjaśniejszy odcień delikatnie, naprawdę delikatnie się odznaczał – teraz jest ok., gdy złapałam troszkę słońca)

Opakowanie: Tubka z twardego plastiku w kartonowym opakowaniu.

Cena: od 19,00 do 28,00 (w zależności od sklepu)

Konsystencja: lekkiego kremu

Zapach: delikatny, nie utrzymuje się na skórze – ulatnia się zaraz po aplikacji

Wydajność: mam od ok. 6 miesięcy i nie zużyłam połowy tubki (nie stosuję codziennie)

Działanie i moja opinia: Szczerze przyznam, że po takich obietnicach producenta bałam się trochę zacząć testować produkt – wiecie jak coś ma robić wszystko to okazuje się, że nie robi nic, ale nie w tym przypadku.
W prawdzie 30 lat nie mam, ale wybrałam tą opcje z serii ponieważ doszłam do wniosku, że przy dziecku nie będę miała za dużo czasu na odpoczynek i odbije się to na wyglądzie skóry.
Przede wszystkim podkład dobrze się rozprowadza, nie zbija się w zmarszczkach, nie waży się, nie podkreśla suchych skórek, które czasem mam. Dość dobrze dopasowuje się do skóry, nie tworzy efektu maski.
Krycie ma delikatne – tak jak obiecuje producent drobne, ale naprawdę drobne niedoskonałości i przebarwienia wyrówna. Dla fanek mocnego krycia nie polecam.
Podkład jeżeli go nie przypudrujemy schodzi z twarzy w ciągu dnia, ale równomiernie. Po przypudrowaniu trzyma się na mojej mieszanej cerze do 9 h więc jest naprawdę dobrze. W moim przypadku muszę przypudrować buzię ponieważ troszkę się świecę.
Skóra po użyciu sprawia wrażenie wypoczętej i takiej rozświetlonej.
Co do działania przeciwzmarszczkowego nie wypowiem się, bo na razie jestem na etapie prewencji przeciwzmarszczkowej.
Jeżeli chodzi o ujędrnianie to moja skóra rzeczywiście jest bardziej sprężysta, ale to po dłuższym czasie stosowania i nie wiem czy to zasługa fluidu czy zmiany pielęgnacji.
Jedynym minusem może być fakt, że kolor porcelain dla totalnych bladziochów może być delikatnie za ciemny – może producent coś z tym zrobi za jakiś czas ;)
Ogólnie jeden z lepszych fluidów ostatnich czasów ;) I zdecydowanie wart wypróbowania.

Ogólna ocena: 5/5

Bell, Derma Intensiv, Beauty Skin Program 30+, Lift & Ligot Concealer, czyli korektor w płynie.

Wskazania: cienie, sińce, opuchnięcia pod oczami, brak jędrności 

Obietnice producenta: Korektor zawiera kompleks Eyeliss, który usprawnia drenaż limfatyczny, zapobiega zatrzymywaniu wody w skórze, nawilża, tonizuje i lekko napina naskórek. Efektem stosowania korektora ma być: wyraźne zmniejszenie worków, obrzęków i cieni pod oczami  oraz gładka i rozświetlona skóra wokół oczu.

Pojemność: 8g

Kolor: 1 porcelain (jest jasny i dobry dla bladziochów)

Opakowanie: standardowe dla korektorów z aplikatorem z gąbeczką

Cena: ok. 9,00 -15,00 zł (zależy od sklepu)

Konsystencja: można powiedzieć, że płynna, ale nie wodnista (coś w rodzaju logionu)

Wydajność: używam codziennie od ok. 6 miesięcy i zużyłam już dokładnie pół opakowania

Działanie i moja opinia: Jeżeli spojrzeć na wskazania do używania tego korektora to mam to wszystko ;) Po pierwsze i najważniejsze korektor nie podrażnia i nie uczula, nie podkreśla drobnych zmarszczek i suchych skórek.
Kolor dla bladziochów takich jak ja jest naprawdę dobry.
Produkt dobrze się rozprowadza, nie waży się i po przypudrowaniu trzyma się spokojnie 9h. Ładnie stapia się ze skórą, dobrze współpracuje z różnymi podkładami, kremami tonującymi czy też solo.
Po dłuższym stosowaniu delikatnie zmniejszyła się u mnie opuchlizna pod oczami jak i worki. Korektor nie zawiera drobinek,a mimo to ładnie rozświetla skórę pod oczami – dzięki niemu możemy stworzyć naprawdę naturalny look.
Szczerze jest to dla mnie najlepszy korektor jaki stosowałam i przebija nawet te które były dwa razy lub więcej ;) droższe.
Wart przetestowania bez dwóch zdań ;)

Ogólna ocena: 5/5


Przydatne linki:






Artykuł na wizaż-club

czwartek, 23 sierpnia 2012

Z pamiętnika młodej mamy....



Długo mnie tu nie było…
Mój synek ma już skończone 4 miesiące i nareszcie mogę powiedzieć … uff.
Zaczynam oddychać z ulgą i przyzwyczaiłam się, że jest na świecie ktoś kto 24h na dobę potrzebuje opieki.
Mam powód do dumy bo synek przesypia już całe noce odkąd do ostatniego karmienia przed spaniem dostaje trochę kaszki ;) więc mogę się wyspać i mam troszkę czasu dla siebie… no ale miało być o tych trzech wcześniejszych miesiącach.
I miesiąc – z mojej perspektywy najgorszy choć szok działał bo wszystko robiłam jak w transie. Karmienie, przewijanie, spanie i tak w kółko…
Uczyłam się przewijać i przebierać dziecko w normalnym tempie,a nie jak żółw i z czasem zaczęło wychodzić.
Jeżeli chodzi o czas dla siebie w moim przypadku przesypiałam go –właściwie w wolnych chwilach spałam ;)
II miesiąc – ubierałam i przewijałam bez większego problemu, synek miał kolki, nie najadał się i przeszliśmy na butelkę pod koniec drugiego miesiąca i od tego czasu dziecko jest spokojne. Wniosek z tego taki, że tak nerwowa kobieta jak ja karmiac dziecko dostarczałam mu potrzebnych przeciwciał, ale i moich nerwów.
Po odstawieniu od piersi wszelkie płacze jak ręką odjął, a i dla mnie od razu lepiej na duszy się zrobiło…
Gdy synek miał  2,5 miesiąca musiałam – po przeszukaniu Internetu- przełożyć go do spacerówki. Po prostu każda próba położenia go do gondoli kończyła się płaczem tak,że w całej dzielnicy wszyscy słyszeli. Mój synek jak tylko zaczął widzieć lepiej – interesował się wszystkim do okoła i nie w głowie było mu oglądanie daszku wózka lub też nieba. Długo się nad tym zastanawiałam, ale spacerówka prawie na płasko się rozkłada więc go przełożyłam bo w końcu na rękach go nosić cały czas nie mogłam. Po przełożeniu do spacerówki problem z płaczem/ wyciem na spacerach się skończył i do dziś jest znośnie ;)
III miesiąc – coraz lepszy kontakt z synkiem. Czytam mu bajki przed snem i nie mam na co narzekać. Czynności pielęgnacyjne, ubieranie, przebieranie to pestka ;)
IV miesiąc – mamy z synkiem nasz rytuał przed spaniem, który składa się z czytania książki, kąpania i jedzonka. Później odkładam synka do łóżka, zajmuję się tym co akurat muszę zrobić, a on sobie słodko zasypia. W końcu mam czas dla siebie i mogę odpocząć.

To tak w naprawdę wielkim skrócie.
Cieszę się, że jestem mamą, ale jak każdy człowiek potrzebuję odpocząć bo wtedy wszystko jest prostsze i łatwiejsze, a szczęśliwa i mama to szczęśliwe dziecko i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej.

Szybka recenzja...


Babydream fur mama, olejek do kąpieli



Zapach: charakterystyczny dla tej serii dla mam i bardzo intensywny (więc jeżeli jesteście nadwrażliwe na zapachy w ciąży to odradzam), nie utrzymuje się długo na mojej skórze

Konsystencja: bardzo wodnista, kolor biały

Wydajność: starczył mi na miesiąc, ale przy kąpieli nie żałowałam go sobie

Działanie: Nie pieni się za bardzo więc fanki piany będą rozczarowane – dla mnie to obojętne. Jak dla mnie produkt nie podrażnił mojej wrażliwej skóry, nie wysuszył. Pozostawia delikatny film, ale nie na tyle wystarczający, żebym mogła zostawić skórę bez balsamu.
Ogólnie produkt nie robił nic specjalnego, ale krzywdy też nie zrobił.
Nie polecam bo nie zauważyłam, żeby robił coś szczególnego.
Ogólna ocena produktu:2/5
Pozdrawiam

Tani i skuteczny sposób ochrony przed rozstępami w ciąży


Kilka słow o tym co uratowało mnie przed rozstępami w ciąży…
a mowa tutaj o olejku Babydream fur mama ;)
Zacznę od tego, że po przeczytaniu kilku książek i artykułów doszłam do wniosku, że nie powinnam kierować się ceną, a raczej składem preparatu mającego chronić mnie przed rozstępami.
Szukałam i szukałam, a w produktach mogłam przebierać, ale cena była zazwyczaj zbyt kosmiczna i tak naprawdę przy okazji zakupów skusiłam się na ten olejek z Rossmanna za jedyne 9,99 bo akurat była promocja.
Najpierw recenzja, a później kilka słów ode mnie.

Zapach: Bardzo przyjemny choć mocny jak naa produkt dedykowany dla kobiet w ciąży, a niektórym kobietom zapachy przez pewien okres ciąży przeszkadzają, ale to kwestia indywidualna.
Konsystencja: typowej oliwki
Skład: dużo olejków na początku składu i mało chemii więc za taką cenę to rarytas
Wydajność: butelka wystarczała mi na dwa miesiące stosowania, ale zaznaczam, że stosowałam olejek obficie –najczęściej dwa razy dziennie, jednak zdarzały się dni kiedy stosowałam go co chwila (w okresie gdy szybko rósł mi brzuch,aby pozbyć się uczucia piekącej skóry)
Działanie: Olejek zaczęłam stosować regularnie rano i wieczorem od trzeciego miesiąca ciąży (w razie potrzeby częściej). Olejek wchłaniał się naprawdę szybko, ale warto zaznaczyć,że skóra na moim ciele jest raczej sucha. Od razu po użyciu skóra była miękka, znikało uczucie napięcia czy pieczenia skóry (czasem występowało). Zapach utrzymywał się dość krótko na mojej skórze,ale to było dla mnie obojętne. Ważne,że skóra była miękka, delikatna po użyciu no i jestem już cztery miesiące po porodzie i nie mam rozstępów. Olejek używam nadal bo bardzo go polubiłam i zastąpiłam nim oliwkę Kipp, którą oddałam synkowi ;)
Jak dla mnie jest to produkt naprawdę godny polecenia jednak ważna w tym przypadku jest systematyczność i stosowanie olejku jeszcze przez jakiś czas po porodzie o czym wspomina producent.
Ogólna ocena: 5/5

Kilka słów o rozstępach.
To czy pojawią się na naszym ciele czy nie zależy od wielu czynników, np. stanu skóry przed ciążą, pielęgnacji w czasie ciąży, skłonności dziedzicznych, które są dominujące według mnie.
Jeżeli Wasza mama ma rozstępy, które pojawiły się po ciąży – Wy najprawdopodobniej też będziecie je miały niezależnie od tego jak drogie kremy na rozstępy będziecie stosowały – warto jednak pamiętać, że tak wcale być nie musi,ale niestety w znakomitej większości tak jest. Wnioskuję to także po rozmowach przeprowadzonych z klientkami.
Jednak niezależnie od skłonności warto kupić sobie preparat silnie nawilżający, który będzie zawierał naturalne olejki o właściwościach natłuszczających, nawilżających, łagodzących, wit. E to najbezpieczniejsze składniki, które kobietom w ciąży nie zaszkodzą.
W przypadku prewencji przeciw rozstępom ważna jest niestety systematyczność i tutaj nie ma zmiłuj…. po prostu trzeba się ogarnąć…
A jeśli już się pojawią – to nie płakać, poczekać do końca ciąży i walczyć z nimi choć to droga długa i często kosztowna.

A Wy czy miałyście do czynienia z olejkiem dla mam i jakie są Wasze opinie?

niedziela, 3 czerwca 2012

Olej tamanu i jego moc ;)

Olej tamanu i połóg ;)
Niby dwie niezwiązane ze sobą rzeczy, ale…
Wszystkie kobiety, które rodziły wiedzą, że rana po porodzie (powstała przy pęknięciu lub nacinaniu) goi się różnie… u jednych lepiej u innych mniej.
Ja po nacięciu nie mogłam narzekać na jakiś wielki ból, ale po zdjęciu szwów czułam duży dyskomfort i nie pomogło tu stosowanie słynnego Tantum Rosa.
Zaczęłam więc swoje własne eksperymenty i mój wybór padł na olej tamanu, który stosowałam dwa razy dziennie na umytą skórę i w okolicy miejsca gdzie zdjęto mi szwy.
Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę ;) Miejsce gdzie były szwy zaczęło ładnie się goić, a i przy okazji pozbyłam się intensywniejszego zapach okolic intymnych i podrażnień…
W miejscu po szwach nie mam zgrubienia, które zaczęło się pojawiać i wszystko wygoiło się naprawdę szybko.
Moim zdaniem jeżeli macie możliwość kupienia tego olejku to nie zastanawiajcie się bo naprawdę warto i wtedy wystarczy Wam olejek i zwykły płyn do higieny intymnej i nie będziecie przepłacały za Tantum Rosa więc chyba warto ;)
Pozdrawiam

piątek, 11 maja 2012

Poród ...w moim wykonaniu

16 kwiecień – wieczór…koło 22 położyłam się bo zaczął mnie boleć brzuch…po jakimś czasie stwierdziłam,że jednak nie zasnę bo ten ból się co chwilę powtarza. Przez sekundę błysnęło mi w głowie „może rodzę” – nie no bez przesady pomyślałam i dalej leżałam… koło godziny 0.00 doszłam do wniosku,że bóle są w miare regularne, ale nie będę panikować bo pewnie przejdzie… o 4 zaczęło mnie już porządnie boleć więc umyłam się, ubrałam i wypiłam herbatkę z rumianku … później zrobiłam się głodna i zjadłam serek,ale już o 6 rano obudziłam TŻ-a i powiedziałam, że jedziemy do szpitala bo zbyt mocno mnie boli.
Na izbie przyjęć Pani mnie ładnie przyjęła – dopełniłam wszelkich formalności i trafiłam na oddział.
Na Sali przedporodowej stwierdzono, że mam już 5 cm rozwarcia  i podłączono mnie pod KTG. Po pół godzinie przyszła położna zmierzyła mi biodra takimi metalowymi szczypcami (dość boleśnie mnie nimi ściskała, a ja i tak już miałam dość), później zapytano mnie czy chcę znieczulenie i z wielką radością i ulgą się zgodziłam na zewnątrzoponowe bo tylko takie miałam do wyboru … ;p
Samo zrobienie znieczulenia nie było bolesne – raczej dziwne takie gmeranie w kręgosłupie.
Po zrobieniu znieczulenia znowu wróciłam na salę przedporodową gdzie postękałam z bólu jeszcze z pół godziny i po tym czasie przyszła położna, która mnie zbadała i stwierdziła, że rozwarcie jest pełne i mogę iść rodzić, a do tego pocieszyła mnie,że nie zdążą mi podać drugiej dawki znieczulenia przed samym porodem więc muszę sobie jakoś radzić…
Na Sali porodowej zepsuła się lampa, a ja miałam się usadowić na fotelu, który wyglądał dość dziwnie, ale z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że przynajmniej był wygodny… Po kilku Mintach przebito mi pęcherz płodowy i poczułam jak wylatuje ze mnie dużo czegoś ciepłego…nie do końca miłe uczucie… dostałam podkład i położna kazała mi chodzić po Sali, żeby dziecko ulokowało się w kanale…ja jednak nie miałam siły i wolałam (mimo wcześniejszych chęci aktywnego porodu i pozycji pionowych) poleżeć na fotelu…jednak zmuszono mnie do stania przy drabince…co przy porodowym bólu nie było dla mnie łatwe…tym bardziej, że nie czułam skurczy partych, a nieznośny ból przez cały czas…
Męczyłam się tak z godzinę w końcu i ja i moje maleństwo nie mieliśmy siły oddychać. Mi zaaplikowano maskę z tlenem, a dziecko zostało wypchnięte przez solidne naciśnięcie na mój brzuch i był to moment najmniej bolesny jednak myślałam, że ciśnienie rozsadzi mi oczy i głowę…samego wyjścia dziecka nie czułam – a jedynie poczułam coś ciepłego ocierającego się o uda i właściwie tyle…
Może zostanę potępiona przez matki polki i inne osobniki, ale kiedy zobaczyłam moje dziecko – całe sine i podduszone nawet nie zastanowiłam się nad tym, że nie płacze… po prostu cieszyłam się, że już mnie nie boli. Dopiero kiedy powiedziano mi, że synek jest podduszony przy zszywaniu zaczęłam płakać i się martwić na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
Zostało jeszcze rodzenie łożyska, które wypchnęłam bezboleśnie jednym parciem i zszywanie, którego właściwie nie czułam, ale to chyba dzięki miejscowemu znieczuleniu…czułam tylko lekkie szarpanie przy zakładaniu szwów, ale byłam szczęśliwa,  że nic mnie nie boli…
Na Sali porodowej zostałam z synkiem jeszcze dwie godziny i to co mogę powiedzieć… Od razu po zszyciu czułam się naprawdę dobrze – gdyby nie znieczulenie miejscowe do zszywania pewnie od razu bym wstała bo chyba ze stresu miałam ogromnego Powera.
Po dwóch godzinach w czasie których przystawiałam synka do piersi zostałam przewieziona do Sali dla pacjentek i w ciągu trzeciej godziny pobiegłam pod prysznic się umyć i wcale nie było tak źle.
Owszem chodziłam jak kaczka, leciało ze mnie solidnie, ale nie bolało mnie krocze jakoś specjalnie więc byłam naprawdę zadowolona.
Od razu poszłam też się wysikać i mimo tego co naczytałam się o okresie połogu poszło bez problemów i pieczenia… czyli kolejna miła niespodzianka…z grubszą sprawą, że tak powiem też nie było problemu, a przyznam, że okresu połogu bałam się najbardziej. Już w domu spakowałam do szpitalnej torby Tantum rosa i nadmanganian potasu ;) które bardziej przydały się w domu niż w szpitalu.
Tak wyglądał mój poród … może notka jest chaotyczna, ale jeszcze nie umiem zdystansować się do tego dnia i tak wszystko we mnie siedzi… Jedno co mogę powiedzieć to nie taki poród i połóg straszny jak go malują – naprawdę boli, ale da się przeżyć… jest ciężko, ale można.
Jedno o czym chcę wspomnieć. Ja rodziłam sama bez mojego TŻ i wiecie żałuję bo gdyby nie jedna z pielęgniarek, która trzymała mnie za rękę i przytulała to chyba psychicznie nie dałabym rady więc nawet jeżeli nie możecie rodzić z różnych powodów ze swoim facetem warto mieć ze sobą kogoś na kim możecie polegać … niby zwykłe trzymanie za rękę a dodaje sił i naprawdę pomaga o wiele bardziej niż leki przeciwbólowe.
Druga sprawa – nie powiem Wam, że jeśli zobaczycie swoje dziecko po porodzie zapomnicie od razu o całym bólu (choć może i tak być) u mnie tak nie było… ja po prostu cieszyłam się, że jestem już po i chwilę czasu trwało zanim po prostu dotarło do mnie, że już urodziłam i mam swojego synka po tej stronie brzucha ;)


czwartek, 5 kwietnia 2012

Z serii pielęgnacja w ciąży - Olejki eteryczne w ciąży

WAŻNE:
W I trymestrze ciąży (pierwsze 3 miesiące) wskazane jest powstrzymanie się od stosowania olejków eterycznych.

Stężenie olejków dopuszczalne w ciąży: 0,5 do 1% - najlepiej w mieszaninie z olejami roślinnymi, np.: popularnym słonecznikowym, sojowym czy też rzepakowym, które znajdziemy na półce w każdym sklepie spożywczym;)

Zawsze przed użyciem dla własnego bezpieczeństwa warto zrobić test uczuleniowy (to, że przed ciążą nasza skóra nie była skłonna do alergii i podrażnień – nie znaczy, że w ciąży też tak będzie). Najprostszym sposobem jest użycie 2-3 kropli olejku zmieszanego z olejem roślinnym posmarować w zgięciu dłoni czy mało widocznym miejscu i obserwować przez 24h, jeżeli nie pojawi się nic podejrzanego (wysypka, zaczerwienienie, swędzenie) to najprawdopodobniej nasza skóra dobrze zareaguje na olejek.
Pamiętajcie też, że w drugim trymestrze dana substancja może Was nie podrażnić, ale np. już za miesiąc może pojawić się po danym olejku reakcja uczuleniowa, która może być związana z wrażliwością skóry, która pod koniec ciąży może nam troszkę „fiksować”.


Tych olejków unikaj w ciąży:
- olejek anyżowy,
- olejek azaliowy (z różanecznika),
- olejek badianowy (z anyżu gwiaździstego),
- olejek bazylikowy (bazylia bezwonna),
- olejek benzoe,
- olejek brzozowy,
- olejek cedrowy,
- olejek cynamonowy (z kory),
- olejek estragonowy,
- olejek z szałwi muszkatołowej,
- olejek goździkowy (z liści, z kwiatów),
- olejek hyzopowy,
- olejek jałowcowy,
- olejek jaśminowy,
- olejek kamforowy,
- olejek koperkowy (koper ogrodowy),
- olejek z kopru włoskiego (koper włoski słodki),
- olejek majerankowy,
- olejek mandarynkowy (z drzewa mandarynki),
- olejek melisowy,
- olejek z mięty pieprzowej,
- olejek z mirry,
- olejek oregano (lebiodka pospolita),
- olejek rozmarynowy,
- olejek z róży bułgarskiej (rosa damascena) – inne olejki różane dozwolone
- olejek z szałwi lekarskiej,
- olejek tatarakowy,
- olejek tymiankowy,
- olejek werbenowy (werbena lekarska),

Olejki eteryczne polecane w ciąży na poszczególne dolegliwości:

ból głowy – olejek lawendowy i geraniowy,
ból mięśni – olejek lawendowy i cyprysowy,
bezsenność – olejek różany, geraniowy, mandarynkowy (z owoców), lawendowy
infekcje skórne – olejek cytrynowy, eukaliptusowy, herbaciany i lawendowy
nadciśnienie – olejek lawendowy i różany
niskie ciśnienie – olejek cytrynowy, lawendowy, bergamotowy
przeziębienie – olejek cyprysowy, eukaliptusowy, herbaciany i lawendowy
problemy z trawieniem – olejek cytrynowy, kolendrowy, różany i lawendowy
stres – olejek lawendowy, melisowy i różany

Jeżeli niektóre olejki się powtarzają w obydwu kategoriach wtedy należy zwrócić uwagę czy jest to olejek z nasion, kory czy owoców bo może to mieć różnicę. Zawsze też na opakowaniu olejków powinna znajdować się informacja czy jest to produkt bezpieczny dla kobiet w ciąży.

W przypadku olejków chodzi tutaj o zastosowanie bezpośrednio na skórę, ale jak podkreślają specjaliści jeżeli chodzi o aromatoterapię warto na okres ciąży zastosować się do tej zasady, że jeżeli nie możemy używać olejku na skórę – nie stosujmy go do aromatoterapii.

Zioła w ciąży ... z mojego doświadczenia


Widząc dwie kreski na teście ciążowym nie pomyślałam nawet przez chwilę, że maści, kremy czy herbatki mogą szkodzić mojemu dziecku.
Właśnie dlatego i z tą myślą powstał ten post.
W internecie można znaleźć dużo sprzecznych informacji na temat tego jakie zioła możemy i czy możemy stosować w ciąży.
Ja swoje info zebrałam u mojego lekarza prowadzącego i chciałabym podzielić się z innymi przyszłymi mamami, które są zainteresowane tematem;)
Na początku podkreślam, że nie jestem ekspertem w dziedzinie zielarstwa. Moja wiedza pochodzi głównie od lekarza i położnej, a i to co mi mówili starałam się sprawdzać w książkach.

Ze swojej strony mogę powiedzieć tyle, że w ciąży warto zastanowić się co jemy czy pijemy (i skonsultować to z lekarzem prowadzącym, aby mieć „komfort psychiczny”, że nie szkodzimy maleństwu).
I drogie mamy – nie popadajmy w obłęd bo czasem możemy dowiedzieć się po fakcie, że czegoś nie powinnyśmy pić, a skoro piłyśmy i nic się nie stało – to całe szczęście i trzeba po prostu dane ziółko odstawić i przestać się przejmować bo nerwy w stanie „błogosławionym” są niewskazane.

Zioła bezpieczne i dozwolone w ciąży:
- koper włoski (stosowany w zaburzeniach układu pokarmowego – wzdęcia, kolki),
-anyż (łagodzi nudności i niestrawność, stosowany przy kolkach) – w ciąży olejek anyżowy powinno się stosować pod kontrolą specjalisty,
-czarnuszka (nie należy jej stosować samodzielnie, ale w ilość zawarta w herbatkach na laktację działa dla nas na plus)
- kminek (zapobiega wzdęciom i wiatrom, chroni przed niektórymi bakteriami)
Wszystkie cztery powyższe stosowane w herbatkach na laktację. Można je pić i się nie obawiać od ostatniego trymestru ciąży. Wcześniej – biorąc pod uwagę ich działanie są zbędne.
- pokrzywa zwyczajna (zawiera żelazo i wapń – bezpieczna dawka w ciąży to szklanka naparu tygodniowo),
- mięta pieprzowa (łagodzi nudności, pomaga przy zgadze) – ja piłam miętę doraźnie, jeżeli zgaga była wyjątkowo dokuczliwa więc czasem nawet codziennie,
- melisa (działa uspokajająco, koi nerwy, ułatwia zasypianie) – piłam często wieczorem bez ograniczeń
- rumianek (wspomaga trawienie, łagodzi stany zapalne, uspokaja) – w połowie ciąży zastąpiłam nim melisę ponieważ bardziej mi smakował i piję kilka szklanek dziennie,
- imbir (pomaga przy nudnościach, rozgrzewa, polecany przy przeziębieniu, działa antyseptycznie) – piłam kilka razy, ale herbatka mało pomagała na nudności o wiele lepiej sprawdziło się żucie korzenia imbiru ;)
- nagietek (źródło magnezu i wit. C, zmniejsza ryzyko poronienia) – jednak szklanka dziennie czasem rzadziej,
- mniszek lekarski ( źródło wit. A, żelaza i potasu, pobudza wydzielanie żółci, pomaga pozbyć się wody z organizmu) – z racji tego, że pomaga pozbyć się wody z organizmu przydaje się kiedy zaczynamy mocno puchnąć – polecany raczej w 3 trymestrze ciąży po szklance naparu dziennie dla osób borykających się z zatrzymywaniem wody w organizmie,


Zioła niewskazane w ciąży:
- tymianek (działanie poronne)
- liście malin (można stosować dopiero od 38 tyg. ciąży) – nie mylić z owocami malin czy sokiem malinowym to można ;) – uelastyczniają szyjkę macicy – niektórzy lekarze polecają do przyspieszania porodu,
- aloes (może powodować przedwczesne skurcze macicy),
- chmiel (pobudza produkcję estrogenów, których zbyt wysoki poziom w ciąży może powodować wady płodu),
- żeń-szeń (substancje czynne mogą spowalniać rozwój płodu i skutkować jego wrodzonymi wadami rozwojowymi)
- rozmaryn (działanie rozkurczające)
- cząber (może powodować przekrwienie narządów rodnych i działa odwadniająco)
- szałwia
- jemioła
- lukrecja
- hibiskus
- mięta polna
- krwawnik pospolity
- serdecznik pospolity
- tasznik pospolity
Wszystkie z powyższych ziół mogą pobudzać macicę do skurczu co grozi przedwczesnym porodem, a przy wczesnym etapie ciąży nawet poronieniem.

To o czym warto pamiętać. Zioła pije się zazwyczaj na określone dolegliwości
(ja dla smaku piję tylko rumianek, melisę i miętę) więc jeżeli nic nam nie dolega nie zaczynajmy picia ziół w ciąży, a jeśli już to zawsze po konsultacji z lekarzem prowadzącym, który weźmie pod uwagę stan zdrowia nasz i maleństwa.

Mam nadzieję, że troszkę rozjaśniłam sprawę i przypominam, że zioła, o których mówię zostały „prześwietlone” pod kątem naparów do picia… a nie olejków czy jako składnik kosmetyków.
Pozdrawiam i zapraszam na dalsze części ciążowych porad ;)

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Alterra ... natural spray ;) powiało świeżością ;)

Uwielbiam cytrusy !!
Nie tylko w formie przekąski, ale także jako zapach na mojej skórze.
Będąc jakiś czas temu na zakupach w Rossmannie miło się zdziwiłam …
W oko wpadła mi taka mała, niepozorna buteleczka, która stała na półce z perfumami…
Do rzeczy !!!

Woda perfumowana, Alterra, Natural Spirit

Cena: 16,90 (dostępna tylko w Rossmannach)

Pojemność: 30 ml

Opakowanie: mała buteleczka z matowego szkła z atomizerem

Opis producenta: Witalizujący i orzeźwiający zmysły zapach. Świeży powiew czystej natury z olejkami eterycznymi z limetki, cytryny i pomarańczy.
Produkt nie zawiera:
- syntetycznych: barwników, substancji konserwujących i zapachowych,
- silikonów, olejów mineralnych, emulgatorów
- składników pochodzenia zwierzęcego
Jest to produkt przeznaczony także dla Vegan (o czym świadczy znaczek na opakowaniu).



Moja opinia:

Zazwyczaj staram się unikać opisywania perfum, ale ten produkt tak przypadł mi do gustu, że nie mogłam sobie darować.

Atomizer: bardzo wygodny, rozpryskuje wodę w postaci równomiernej mgiełki.

Buteleczka: mała, poręczna, lekka – zmieści się do torebki nawet tej mniejszej ;)

Zapach: Limeta, cytryna i pomarańcza – taki typowo cytrusowy. Ja nazywam takie zapachy cytrynką ;) i je po prostu uwielbiam – właśnie za prostotę. Nie jest to zapach wyszukany, nie ma bukietu który rozwija się z upływem czasu, ale właśnie dlatego go lubię. Jest prosty i świeży i nic więcej tutaj nie da się wykombinować.

Trwałość: Z tego co zauważyłam produkt o wiele lepiej utrzymuje zapach na materiałach (apaszki, ubrania) niż na skórze co może być minusem jednak dla takiej maniaczki jak ja nie stanowi to problemu.
Oczywiście uczciwie mówię, że zapach nie jest trwały i trzeba kilka razy w dzień użyć wody, żeby było ją czuć … tak więc jeżeli ktoś szuka trwałego zapachu to z pewnością powinien sobie darować ten zakup.

Dodatkowo mogę powiedzieć, że woda nie uczula i nie podrażnia skóry – co jest jak najbardziej na plus.

Produkt polecam maniaczkom typowo cytrusowych, ale jednocześnie prostych zapachów, które są w stanie wybaczyć to, że woda nie trzymuje się zbyt długo na skórze.
Ogólna ocena:3+/5
Jednak produkt będzie gościł na mojej półce dopóki nie znajdę czegoś o takim cytrusowym zapachu, ale bardziej trwałego.
Pozdrawiam wszystkie cytrusowe maniaczki ;)

Nowa seria od Ziaji - zapowiedź.

Ziaja wypuściła swoją nową serię pod nazwą Bio Olejki.

Na zdjęciu kilka próbek o które zapytałam w sklepie.
W wydaniu pełnowymiarowym kupiłam sobie Mleczko do ciała do skóry wrażliwej, mało elastycznej z bio olejkiem z pestek winogron.
Biorę się za intensywne testowanie próbek i jak tylko wybiorę faworytów to zaopatrzę się w pełnowymiarowe opakowania do testów i swoją opinią na pewno podzielę się z Wami.


W skład serii wchodzą:


Produkty można kupić w drogeriach, a także na stronie internetowej sklepu klik

Szybki sposób na niechciane owłosienie ...twarzy

Jak wiele kobiet i moim problemem jest niechciany meszek na twarzy.
Fakt nie jest to broda, ale te maleńkie włoski nad górną wargą strasznie mnie denerwują i już od kilku lat mam na nie szybki sposób… wykorzystywany również do regulacji brwi, a mowa tutaj o Plastrach sensual do depilacji twarzy, firmy Joanna.

Sensual, plastry do depilacji twarzy, Joanna.

Cena: ok. 5 zł (osiedlowa drogeria)

Opakowanie zawiera: 6 podwójnych plastrów (razem wychodzi 12), 10 ml łagodzącej oliwki

Obietnice producenta: Plastry wygodny w użyciu na elastycznym podłożu – usuwają nawet najkrótsze włoski wraz z cebulkami, pozwalają w domowych warunkach uzyskać profesjonalny efekt, a oliwka zmywa pozostałości wosku i łagodzi podrażnienia.

Moja opinia:
Obietnice producenta są spełnione w 100%. Plastry dobrze usuwają nawet małe włoski, a sam wosk nie podrażnił jakoś specjalnie (wiadomo lekkie zaczerwienienie po depilacji zawsze występje) mojej wrażliwej skóry. Plasterki są małe, ale można je poprzecinać nożyczkami na jeszcze mniejsze co czasem robię, aby jeszcze bardziej precyzyjnie wyznaczyc sobie depilowany obszar.
Oliwka dołączona do plastrów zasługuje po prostu na osobną recenzję ponieważ jest świetna i bardzo żałuję, że nie występuje ona w pełnowymiarowej wersji. Znakomicie łagodzi podrażnienia czasem stosuję ją po zwykłej depilacji maszynką również na nogi i świetnie koi, szybko znosi uczucie pieczenia jakie często występuje u mnie po depilacji czy to maszynką czy woskiem na nogach. Używałam jej również po depilacji okolic intymnych i tu również sprawdziła się świetnie. Ładnie koi, nawilża skórę, nie brudzi ubrań, a do tego ma bardzo przyjemny zapach i z pewnością wystarczy na dłużej ponieważ jest niesamowicie wydajna. Z każdego opakowania plastrów po ich zużyciu zostaje mi połowa oliwki ;)
Jak dla mnie plastry do depilacji twarzy sensual są jak na razie jedynymi i nie do zastąpienia tym bardziej, że cena także jest ok.
Ogólna ocena: 5/5

Popularne posty